Łosie z brwileńskiej ostoi.
: ndz mar 20, 2016 11:03 am
Przed szóstą, byliśmy już nad Wisłą. Oglądaliśmy tajemniczy kamień z wyrytym imieniem i nazwiskiem oraz krzyżem, który dzień wcześniej znalazł nasz tradytorowy kolega Arek. Po krótkich oględzinach znaleziska, postanowiliśmy ruszyć w las, obejrzeć przyrodę budzącą się do życia. W końcu zaraz zaczyna się wiosna.
W lesie nadal szaro i smutno. Obserwując przyrodę, w pewnej chwil, dostrzegliśmy ,,coś dużego”, poruszającego się w pobliskim młodniku. Powolutku, cichutko, ruszyliśmy w kierunku zwierzęcia. Chwilę później, tuż przed nami, ujrzeliśmy wielkiego łosia wraz drugim młodym. Zwierzęta pomimo, że były lekko zaskoczone to, z wielką ciekawością przyglądały się trzem dziwnym postaciom, z jeszcze bardziej dziwniejszym urządzeniem w ręku. Podeszliśmy bliżej, i jeszcze bliżej… dźwięk migawki aparatu nie spłoszył zwierząt, a o dziwo, przyciągnął kolejnych towarzyszy. Z młodnika, niczym przez okno, kolejno wyjrzały cztery łosie.
W sumie było ich sześć. Stały spokojnie, zajadały gałązki i co chwile spoglądał w naszą stronę, jakby chciał rzec – co te człowieki tu robią? Były wielkie, piękne i takie urocze. Zamiast strachu wzbudzały naszą sympatię. Patrzyły na nas swoimi wielkimi, smutnymi oczami. Nasze spotkanie trwało kilkanaście minut. Staliśmy naprzeciwko siebie, w odległości 20-30 metrów i z wielką ciekawością przypatrywaliśmy się sobie wzajemnie. Niestety kolejna próba podejścia bliżej, przerwała cienką niebieską linię jaka nas rozdzielała i zwierzęta dość spokojnie ruszyły w las.
A to wszystko w brwileńskiej ostoi…
W lesie nadal szaro i smutno. Obserwując przyrodę, w pewnej chwil, dostrzegliśmy ,,coś dużego”, poruszającego się w pobliskim młodniku. Powolutku, cichutko, ruszyliśmy w kierunku zwierzęcia. Chwilę później, tuż przed nami, ujrzeliśmy wielkiego łosia wraz drugim młodym. Zwierzęta pomimo, że były lekko zaskoczone to, z wielką ciekawością przyglądały się trzem dziwnym postaciom, z jeszcze bardziej dziwniejszym urządzeniem w ręku. Podeszliśmy bliżej, i jeszcze bliżej… dźwięk migawki aparatu nie spłoszył zwierząt, a o dziwo, przyciągnął kolejnych towarzyszy. Z młodnika, niczym przez okno, kolejno wyjrzały cztery łosie.
W sumie było ich sześć. Stały spokojnie, zajadały gałązki i co chwile spoglądał w naszą stronę, jakby chciał rzec – co te człowieki tu robią? Były wielkie, piękne i takie urocze. Zamiast strachu wzbudzały naszą sympatię. Patrzyły na nas swoimi wielkimi, smutnymi oczami. Nasze spotkanie trwało kilkanaście minut. Staliśmy naprzeciwko siebie, w odległości 20-30 metrów i z wielką ciekawością przypatrywaliśmy się sobie wzajemnie. Niestety kolejna próba podejścia bliżej, przerwała cienką niebieską linię jaka nas rozdzielała i zwierzęta dość spokojnie ruszyły w las.
A to wszystko w brwileńskiej ostoi…