Zaduszki spędzone w terenie. Cztery tradytorowe dusze powędrowały szlakiem który wyznaczał się sam w trakcie wędrówki. Apetyt rósł w miarę jedzenia, a pogoda zdawała się kibicować w marszu. Sierpc powitaliśmy około 7.40 w składzie Julek, Zbyszek, i Ja; czekała tam na nas zawsze uśmiechnięta, nawet tak rano w niedziele Ania.
Wędrówkę związaliśmy luźno z czerwonym szlakiem, który raczej kilkakrotnie przecinaliśmy niż przemierzaliśmy. Z dworca skierowaliśmy się najkrótszą drogą na Miłobędzyn, temat już dobrze znany, choć okryty dziś jesienną ciszą. Kompletny brak ruchu o tej porze, miejscowość zamarła w bezruchu. Jedynie wiaterek poruszający lekko bezlistne gałązki wierzb i kasztanowców budzi tu dzień. Niebawem skręciliśmy w kierunku Bledzewa, podziwiając z wysokich morenowych wzgórz krajobraz porannej mazowieckiej wsi, skąpany w szarawej mgiełce.
Szliśmy jakiś czas polną drogą ponad wzgórzami, przyglądając się okolicznym stawom, mokradłom i olszynom wystającym z nich, ogołoconym z liści przez pierwsze podmuchy mroźnego wiatru. Po chwili przywitał nas swym ciepłem sosnowo - brzozowy las, tutaj chłodny wiatr już tak nie smaga twarzy. Kolejne kilometry mijały na rozmowie o szeroko pojętej historii, przyrodzie i uroku tych ziem. Przez spokojny jesienny, kolorowy las szliśmy nieco ospale, aż tu nagle szuruburu, takie porządne, i wielka czarna świnia wyskoczyła z zarośli. Ania szła akurat z przodu, więc mogliśmy cieszyć się zarówno ze spotkania z dzikiem, jak i z reakcji Ani. Minęliśmy Miłobędzkie Budy i zlądowaliśmy na dnie rynny z rybnymi stawami w której Arek wcześniej doszukał się śladów młyna z przed wojny.
Następny odwiedzony akwen to jez. Bledzewskie, otoczone leśną zasłoną ze wszystkich stron. Zero akcji, tylko uśpiony krajobraz, w ośrodku na drugim brzegu zamarł wszelki ruch. Teraz szliśmy już ku Skrwie, mijając jeszcze jedną podłużną soczewkę wśród lasu. Rzekę znaleźliśmy w Zglenicach - Budach, mijając wcześniej młyn na dopływie i olbrzymią, wiekową sosnę. Spostrzegliśmy tu, ze czasu mamy dwa razy więcej niż potrzeba, więc zapadła pierwsza decyzja o przedłużeniu trasy marszu. Przez most ze słupów linii energetycznej przeszliśmy na "dobrzyńską" stronę, ruszyliśmy asfaltówką na Choczeń by pokazać tym razem Julkowi, Młyn, powstańczą Mogiłę i przepławkę. Miło było wspomnieć tu letnia, kajakową przygodę.
Dalej zmierzaliśmy już na wschód, ku wyznaczonemu wcześniej celowi. W między czasie odwiedziliśmy większe oczko wodne położone w tajemniczej części borów. Czekał nas tam widok w swoim rodzaju niezwykły: oto para dorosłych łabędzi wyprowadzała swoje nieopierzone jeszcze w pełni potomstwo na "jesienny spacer". Akwen skąpany w promieniach podpołudniowego słońca, kolory ściany lasu i spotkanie z mieszkańcami pozwoliło tę chwilę uczcić serią chyba dobrych fotografii. Ania ochrzciła to miejsce jako "Jezioro Łabędzie".
Z lasu wyszliśmy na dobre po dobrych 30 minutach marszu, na wysokości leśniczówki w Zglenicach. Zbyszek przyuważył karawakę w głębi wsi, i tam też skierowaliśmy nasze kroki. Przecięliśmy wojewódzką szosę, sprawdziliśmy jak się miewa Jan Nepomucen i ruszyliśmy przez równinę w kierunku Kurowa. W międzyczasie Zbyszek nie odpuszczał i łapał na GPSa wszystko co tylko w terenie znaczące i ciekawe. Już z oddali było słychać dobiegające z Parafialnego cmentarza śpiewy związane z dzisiejszym świętem i procesją. W czasie gdy dobiegała ona końca, zwiedziliśmy przykościelny cmentarz i samo wnętrze kościoła Św. Piotr i Pawła. Na cmentarzu odwiedziliśmy pierwszego polskiego archeologa - Franciszka Tarczyńskiego oraz moich pradziadków. Odwiedzając rodzinne groby czuje się związek z naszą małą ojczyzną, choćby przez pamięć o pokoleniach naszych ojców.
Kolejny odwiedzony cmentarz to miejsce grzebania ofiar epidemii cholery. Choć miałem okazję 3 lata temu malować z Agatą umieszczony tam z inicjatywy Thomasa krzyż, trafienie tam nie było wcale prostą sprawą. Nie prowadzi do niego już żadna droga. Korzystaliśmy z polnej miedzy.
Kiedy po odwiedzeniu wszystkich już zaplanowanych punktów spojrzeliśmy na zegarki, zorientowaliśmy się że czasu znów jest co najmniej 2 razy za dużo aby kończyć w zaplanowanym Susku. Rozochoceni dostojnym słońcem przygrzewającym w policzki ruszyliśmy na południe przecinając wysokie pasmo morenowych pagórków, w stronę Gozdowa (Kolonia Przybyszewo). I tam byliśmy za wcześnie, zdążyliśmy odwiedzić jeszcze sklep, zaopatrzyć się w pyszne ciastka, odwiedzić podworski park i dopiero po odpoczynku i naładowaniu brzuchów usłyszeliśmy około 15.50 doniosły gwizd syreny nadjeżdżającego szynobusu. Ot, i tak minęły tradytorowe Zaduszki 2014.
Pogoda, jakiej w Zaduszki jeszcze chyba nigdy nie było, pozwoliła nam zrealizować plany z nawiązką. Zamiast założonych 20 zrobiliśmy 36 km, pełen sukces.
Mapa szlaku
Spacer nad Skrwą i nie tylko
Re: Spacer nad Skrwą i nie tylko
Witam
Przekazuje gratulacje i czekam na zdjęcia.
Szkoda że nie mogłem z Wami być ale siła wyższa w dzień zaduszny musiałem zadusić sąsiada
Pozdrawiam
HETMAN
Przekazuje gratulacje i czekam na zdjęcia.
Szkoda że nie mogłem z Wami być ale siła wyższa w dzień zaduszny musiałem zadusić sąsiada
Pozdrawiam
HETMAN
Jam jest HETMAN,człowiek prawy,co za Polskie siedział sprawy.
Polskę chętnie bym wyzwolił,lecz mi Chruszczow nie pozwolił.
Polskę chętnie bym wyzwolił,lecz mi Chruszczow nie pozwolił.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości