Jesienne peregrynacje - Świętokrzyskie
: pt gru 16, 2016 1:12 pm
„Piękna nasza Polska cała...” śpiewało się kiedyś na apelach, obchodach „z okazji...” i innych tego rodzaju uroczystościach. I choć w dalszej części tekstu tej pieśni autor sławi krainę mazowiecką, ja w poszukiwaniu rzeczonego piękna ruszyłem w świętokrzyskie, a ściślej rzecz ujmując, w region należący do kanonu krajoznawczego, jakim niewątpliwie jest Puszcza Jodłowa.
„Jak ja, tak samo wszyscy dawni ludzie, którzy niegdyś wdzierali się na te góry i przemierzali wielkie lasy, poili się tym samym jedlanym szumem, ten sam zapach wciągali nozdrzami i tym samym czystym powietrzem napełniali płuca. Pierwszy, co wtargnął z oszczepem-li czy z siekierą brązową w dłoni, z południa od strony Wiślan czy z północy od strony Mazowszam przyszedł przed czasami, które ima i swoimi sposoby utrwala dla potomnych plotka człowiecza - drżał pewnie w sobie patrząc struchlałymi oczyma w puszczę Łysicy. Widział bowiem wokół siebie drzewa srogie, zwartym ostępem stojące, wyniosłe, borem niedosięgłym dla szybkolotnego spojrzenia wyległe w dal milami. Lękliwa cześć napełniała jego duszę, gdy mierzył nieznane i niewidziane, grube, obłe, potężne pnie, podarte od przepęknięć i okapane obarami żywicy, na sto łokci wybiegające pod niebo” – tak m.in. opisywał tę krainę Stefan Żeromski, który, jak wielu poznał ten skrawek ziemi, ale jak mało kto, potrafił go tak doskonale opisać.
Na wciąganie zapachu puszczy i pojenie się szumem drzew wybrałem jeden z późnopaździernikowych dni. Mimo, że prognozy pogody nie były zbyt optymistyczne, uznałem, że nic nie jest w stanie przeszkodzić mi w poszukiwaniu piękna i ducha historii wszechobecnego na tych terenach. Przyznaję – nie był to mój pierwszy pobyt w Puszczy Jodłowej, ale po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć okazały bór w jesiennej szacie.
Ażeby maksymalnie wypełnić dzień, trasę spaceru zaplanowałem, opierając się o wytyczony, oznaczony niebieskim kolorem, pieszy szlak turystyczny im. E. Wołoszyna na odcinku Bodzentyn – Cedzyna, z próbą dojścia do Kielc.
Jako się rzekło, tuż przed godz. 9.00 rozpoczynam spacer. Pogoda – o dziwo – dopisuje, choć na tle błękitnego nieba dało się zauważyć jego ciemniejsze fragmenty, złowrogo wieszczące nieodległą zmianę aury. Wędrówkę rozpoczynam od zwiedzania cmentarza w Bodzentynie, którego początki sięgają XVIII wieku. Już o tej porze panuje tu spory ruch, będący efektem zbliżającego się dnia Wszystkich Świętych. Odgłosy szorowania marmurów, zmiatania liści i tłukących się starych, wypalonych zniczy, wyrzucanych na pobliskie śmietnisko roznoszą się po okolicy. Na cmentarzu nie brakuje nagrobków pamiętających jeszcze XIX wiek, niestety niektórym przydałaby się akcja podobna do tej pod nazwą „Ratujmy Płockie Powązki”. Wśród wielu miejsc wartych odwiedzenia, moją uwagę skupiają dwa: grobowiec niejakich Zalewskich, w którym odbywały się konspiracyjne spotkania w walce o niepodległość naszej Ojczyzny. Ciekawy jest okres, w którym odbywały się te spotkania – jak informuje okolicznościowa tablica, od roku 1939 aż do... 1980. Drugim jest grób zbiorowy powstańców styczniowych. To symboliczna mogiła, ufundowana w 1917 przez gminę oraz Koło Macierzy Szkolnej. Dalsza trasa spaceru przebiega uliczkami uroczego Bodzentyna, w którym zauważalna jest dbałość władz miasta i gminy nie tylko o czystość, porządek, ale też o stan zabytków. Sporo się tu zmieniło na korzyść od mojej ostatniej wizyty 15 lat temu.
Niedaleko cmentarza trafiam na zagrodę Czernikiewiczów. Charakterystyczna woń towarzysząca staremu drewnianemu budownictwu pięknie dopełniała obcowaniu z tym obiektem, którego najstarsze elementy (część domu mieszkalnego, budynki gospodarcze i ogrodzenie) pochodzą z 1809 roku. Na wejście do środka chyba jest zbyt wcześnie. Zamknięte drzwi budynku będącego obecnie własnością Muzeum Wsi Kieleckiej i stanowiącego jego punkt etnograficzny uniemożliwiły mi obejrzenie ekspozycji prezentującej wnętrza z połowy XIX oraz z przełomu XIX i XX wieku. Pozostaje więc jedynie odnotowanie, że tuż obok zagrody upamiętniono 39 mieszkańców Bodzentyna, zamordowanych w tym miejscu przez niemieckiego okupanta podczas pacyfikacji miasta w 1943 r. Z tego miejsca widać już wieżę kościoła pw. św. Ducha. Swój obecny wygląd kościół zawdzięcza odbudowie z 2010 roku. Wcześniej był w stanie ruiny po pożarze w roku... 1917. To właśnie wcześniej wspomniana dbałość miejscowych władz o obiekty zabytkowe, choć w tym przypadku z pewnością nie byłoby spodziewanego efektu bez pomocy wiernych. Kościół sięga pamięcią roku 1475, zaś w formie murowanej istnieje od 1. poł. XVII wieku. Obok w otoczeniu pomnikowych lip znajdują się pozostałości przykościelnego cmentarza. Stąd już tylko parę kroków do jednego z dwóch rynków w Bodzentynie. Na Rynku Dolnym w towarzystwie św. Jana Nepomucena (1807 r.) upewniłem się, że jestem na właściwym szlaku.
„Jak ja, tak samo wszyscy dawni ludzie, którzy niegdyś wdzierali się na te góry i przemierzali wielkie lasy, poili się tym samym jedlanym szumem, ten sam zapach wciągali nozdrzami i tym samym czystym powietrzem napełniali płuca. Pierwszy, co wtargnął z oszczepem-li czy z siekierą brązową w dłoni, z południa od strony Wiślan czy z północy od strony Mazowszam przyszedł przed czasami, które ima i swoimi sposoby utrwala dla potomnych plotka człowiecza - drżał pewnie w sobie patrząc struchlałymi oczyma w puszczę Łysicy. Widział bowiem wokół siebie drzewa srogie, zwartym ostępem stojące, wyniosłe, borem niedosięgłym dla szybkolotnego spojrzenia wyległe w dal milami. Lękliwa cześć napełniała jego duszę, gdy mierzył nieznane i niewidziane, grube, obłe, potężne pnie, podarte od przepęknięć i okapane obarami żywicy, na sto łokci wybiegające pod niebo” – tak m.in. opisywał tę krainę Stefan Żeromski, który, jak wielu poznał ten skrawek ziemi, ale jak mało kto, potrafił go tak doskonale opisać.
Na wciąganie zapachu puszczy i pojenie się szumem drzew wybrałem jeden z późnopaździernikowych dni. Mimo, że prognozy pogody nie były zbyt optymistyczne, uznałem, że nic nie jest w stanie przeszkodzić mi w poszukiwaniu piękna i ducha historii wszechobecnego na tych terenach. Przyznaję – nie był to mój pierwszy pobyt w Puszczy Jodłowej, ale po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć okazały bór w jesiennej szacie.
Ażeby maksymalnie wypełnić dzień, trasę spaceru zaplanowałem, opierając się o wytyczony, oznaczony niebieskim kolorem, pieszy szlak turystyczny im. E. Wołoszyna na odcinku Bodzentyn – Cedzyna, z próbą dojścia do Kielc.
Jako się rzekło, tuż przed godz. 9.00 rozpoczynam spacer. Pogoda – o dziwo – dopisuje, choć na tle błękitnego nieba dało się zauważyć jego ciemniejsze fragmenty, złowrogo wieszczące nieodległą zmianę aury. Wędrówkę rozpoczynam od zwiedzania cmentarza w Bodzentynie, którego początki sięgają XVIII wieku. Już o tej porze panuje tu spory ruch, będący efektem zbliżającego się dnia Wszystkich Świętych. Odgłosy szorowania marmurów, zmiatania liści i tłukących się starych, wypalonych zniczy, wyrzucanych na pobliskie śmietnisko roznoszą się po okolicy. Na cmentarzu nie brakuje nagrobków pamiętających jeszcze XIX wiek, niestety niektórym przydałaby się akcja podobna do tej pod nazwą „Ratujmy Płockie Powązki”. Wśród wielu miejsc wartych odwiedzenia, moją uwagę skupiają dwa: grobowiec niejakich Zalewskich, w którym odbywały się konspiracyjne spotkania w walce o niepodległość naszej Ojczyzny. Ciekawy jest okres, w którym odbywały się te spotkania – jak informuje okolicznościowa tablica, od roku 1939 aż do... 1980. Drugim jest grób zbiorowy powstańców styczniowych. To symboliczna mogiła, ufundowana w 1917 przez gminę oraz Koło Macierzy Szkolnej. Dalsza trasa spaceru przebiega uliczkami uroczego Bodzentyna, w którym zauważalna jest dbałość władz miasta i gminy nie tylko o czystość, porządek, ale też o stan zabytków. Sporo się tu zmieniło na korzyść od mojej ostatniej wizyty 15 lat temu.
Niedaleko cmentarza trafiam na zagrodę Czernikiewiczów. Charakterystyczna woń towarzysząca staremu drewnianemu budownictwu pięknie dopełniała obcowaniu z tym obiektem, którego najstarsze elementy (część domu mieszkalnego, budynki gospodarcze i ogrodzenie) pochodzą z 1809 roku. Na wejście do środka chyba jest zbyt wcześnie. Zamknięte drzwi budynku będącego obecnie własnością Muzeum Wsi Kieleckiej i stanowiącego jego punkt etnograficzny uniemożliwiły mi obejrzenie ekspozycji prezentującej wnętrza z połowy XIX oraz z przełomu XIX i XX wieku. Pozostaje więc jedynie odnotowanie, że tuż obok zagrody upamiętniono 39 mieszkańców Bodzentyna, zamordowanych w tym miejscu przez niemieckiego okupanta podczas pacyfikacji miasta w 1943 r. Z tego miejsca widać już wieżę kościoła pw. św. Ducha. Swój obecny wygląd kościół zawdzięcza odbudowie z 2010 roku. Wcześniej był w stanie ruiny po pożarze w roku... 1917. To właśnie wcześniej wspomniana dbałość miejscowych władz o obiekty zabytkowe, choć w tym przypadku z pewnością nie byłoby spodziewanego efektu bez pomocy wiernych. Kościół sięga pamięcią roku 1475, zaś w formie murowanej istnieje od 1. poł. XVII wieku. Obok w otoczeniu pomnikowych lip znajdują się pozostałości przykościelnego cmentarza. Stąd już tylko parę kroków do jednego z dwóch rynków w Bodzentynie. Na Rynku Dolnym w towarzystwie św. Jana Nepomucena (1807 r.) upewniłem się, że jestem na właściwym szlaku.