„Piękna nasza Polska cała...” śpiewało się kiedyś na apelach, obchodach „z okazji...” i innych tego rodzaju uroczystościach. I choć w dalszej części tekstu tej pieśni autor sławi krainę mazowiecką, ja w poszukiwaniu rzeczonego piękna ruszyłem w świętokrzyskie, a ściślej rzecz ujmując, w region należący do kanonu krajoznawczego, jakim niewątpliwie jest Puszcza Jodłowa.
„Jak ja, tak samo wszyscy dawni ludzie, którzy niegdyś wdzierali się na te góry i przemierzali wielkie lasy, poili się tym samym jedlanym szumem, ten sam zapach wciągali nozdrzami i tym samym czystym powietrzem napełniali płuca. Pierwszy, co wtargnął z oszczepem-li czy z siekierą brązową w dłoni, z południa od strony Wiślan czy z północy od strony Mazowszam przyszedł przed czasami, które ima i swoimi sposoby utrwala dla potomnych plotka człowiecza - drżał pewnie w sobie patrząc struchlałymi oczyma w puszczę Łysicy. Widział bowiem wokół siebie drzewa srogie, zwartym ostępem stojące, wyniosłe, borem niedosięgłym dla szybkolotnego spojrzenia wyległe w dal milami. Lękliwa cześć napełniała jego duszę, gdy mierzył nieznane i niewidziane, grube, obłe, potężne pnie, podarte od przepęknięć i okapane obarami żywicy, na sto łokci wybiegające pod niebo” – tak m.in. opisywał tę krainę Stefan Żeromski, który, jak wielu poznał ten skrawek ziemi, ale jak mało kto, potrafił go tak doskonale opisać.
Na wciąganie zapachu puszczy i pojenie się szumem drzew wybrałem jeden z późnopaździernikowych dni. Mimo, że prognozy pogody nie były zbyt optymistyczne, uznałem, że nic nie jest w stanie przeszkodzić mi w poszukiwaniu piękna i ducha historii wszechobecnego na tych terenach. Przyznaję – nie był to mój pierwszy pobyt w Puszczy Jodłowej, ale po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć okazały bór w jesiennej szacie.
Ażeby maksymalnie wypełnić dzień, trasę spaceru zaplanowałem, opierając się o wytyczony, oznaczony niebieskim kolorem, pieszy szlak turystyczny im. E. Wołoszyna na odcinku Bodzentyn – Cedzyna, z próbą dojścia do Kielc.
Jako się rzekło, tuż przed godz. 9.00 rozpoczynam spacer. Pogoda – o dziwo – dopisuje, choć na tle błękitnego nieba dało się zauważyć jego ciemniejsze fragmenty, złowrogo wieszczące nieodległą zmianę aury. Wędrówkę rozpoczynam od zwiedzania cmentarza w Bodzentynie, którego początki sięgają XVIII wieku. Już o tej porze panuje tu spory ruch, będący efektem zbliżającego się dnia Wszystkich Świętych. Odgłosy szorowania marmurów, zmiatania liści i tłukących się starych, wypalonych zniczy, wyrzucanych na pobliskie śmietnisko roznoszą się po okolicy.
Na cmentarzu nie brakuje nagrobków pamiętających jeszcze XIX wiek, niestety niektórym przydałaby się akcja podobna do tej pod nazwą „Ratujmy Płockie Powązki”. Wśród wielu miejsc wartych odwiedzenia, moją uwagę skupiają dwa: grobowiec niejakich Zalewskich, w którym odbywały się konspiracyjne spotkania w walce o niepodległość naszej Ojczyzny. Ciekawy jest okres, w którym odbywały się te spotkania – jak informuje okolicznościowa tablica, od roku 1939 aż do... 1980. Drugim jest grób zbiorowy powstańców styczniowych. To symboliczna mogiła, ufundowana w 1917 przez gminę oraz Koło Macierzy Szkolnej.
Dalsza trasa spaceru przebiega uliczkami uroczego Bodzentyna, w którym zauważalna jest dbałość władz miasta i gminy nie tylko o czystość, porządek, ale też o stan zabytków. Sporo się tu zmieniło na korzyść od mojej ostatniej wizyty 15 lat temu.
Niedaleko cmentarza trafiam na zagrodę Czernikiewiczów. Charakterystyczna woń towarzysząca staremu drewnianemu budownictwu pięknie dopełniała obcowaniu z tym obiektem, którego najstarsze elementy (część domu mieszkalnego, budynki gospodarcze i ogrodzenie) pochodzą z 1809 roku.
Na wejście do środka chyba jest zbyt wcześnie. Zamknięte drzwi budynku będącego obecnie własnością Muzeum Wsi Kieleckiej i stanowiącego jego punkt etnograficzny uniemożliwiły mi obejrzenie ekspozycji prezentującej wnętrza z połowy XIX oraz z przełomu XIX i XX wieku. Pozostaje więc jedynie odnotowanie, że tuż obok zagrody upamiętniono 39 mieszkańców Bodzentyna, zamordowanych w tym miejscu przez niemieckiego okupanta podczas pacyfikacji miasta w 1943 r.
Z tego miejsca widać już wieżę kościoła pw. św. Ducha. Swój obecny wygląd kościół zawdzięcza odbudowie z 2010 roku. Wcześniej był w stanie ruiny po pożarze w roku... 1917. To właśnie wcześniej wspomniana dbałość miejscowych władz o obiekty zabytkowe, choć w tym przypadku z pewnością nie byłoby spodziewanego efektu bez pomocy wiernych.
Kościół sięga pamięcią roku 1475, zaś w formie murowanej istnieje od 1. poł. XVII wieku. Obok w otoczeniu pomnikowych lip znajdują się pozostałości przykościelnego cmentarza.
Stąd już tylko parę kroków do jednego z dwóch rynków w Bodzentynie. Na Rynku Dolnym w towarzystwie św. Jana Nepomucena (1807 r.) upewniłem się, że jestem na właściwym szlaku.
Jesienne peregrynacje - Świętokrzyskie
Re: Jesienne peregrynacje - Świętokrzyskie
O 200 metrów od Rynku Dolnego znajduje się Rynek Górny, którego ozdobą jest kolumna, na której od 1807 roku stoi kamienna figura św. Floriana. Niestety święty słabo chronił mieszkańców miasta, które było dotknięte kilkoma pożarami, w tym najbardziej tragicznym w 1917 roku. Bodzentyńscy strażacy patrzą na swego patrona z okien swojej siedziby, zlokalizowanej w południowej pierzei Dolnego Rynku.
Swoje kroki kieruję ku północno-zachodniemu narożnikowi Rynku, w tle którego widnieje monumentalna bryła kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Stanisława Biskupa, zbudowanego w latach 1440–1452. Warte odwiedzenia jest tu zarówno wnętrze (m.in. ołtarz główny z 1. poł. XVI w., który pierwotnie znajdował się w katedrze wawelskiej, drugi ołtarz zwany „Tryptykiem bodzentyńskim” z 1508 r., bogato zdobione stalle) jak i otoczenie kościoła (dzwonnica, pomnik pamięci ofiar II wojny światowej). Tuż za murem kościelnym stoi budynek plebani, w którym w latach 1943-1944 byli więzieni i torturowani mieszkańcy miasteczka i okolic przez zajmującą ten obiekt żandarmerię niemiecką.
Jak Rynek wyglądał jeszcze w lipcu 2012 roku, można podejrzeć sobie na popularnej stronie internetowej. Obecnie odmienione miejsce z pewnością sprzyja odpoczynkowi w miłym otoczeniu, choć moim zdaniem zostawiono zbyt mało trawnika. Kiedy urosną świeże nasadzenia, będzie bardziej zielono.Swoje kroki kieruję ku północno-zachodniemu narożnikowi Rynku, w tle którego widnieje monumentalna bryła kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Stanisława Biskupa, zbudowanego w latach 1440–1452. Warte odwiedzenia jest tu zarówno wnętrze (m.in. ołtarz główny z 1. poł. XVI w., który pierwotnie znajdował się w katedrze wawelskiej, drugi ołtarz zwany „Tryptykiem bodzentyńskim” z 1508 r., bogato zdobione stalle) jak i otoczenie kościoła (dzwonnica, pomnik pamięci ofiar II wojny światowej). Tuż za murem kościelnym stoi budynek plebani, w którym w latach 1943-1944 byli więzieni i torturowani mieszkańcy miasteczka i okolic przez zajmującą ten obiekt żandarmerię niemiecką.
Re: Jesienne peregrynacje - Świętokrzyskie
Od kościoła już tylko parę kroków do wizytówki Bodzentyna – ruin zamku biskupiego. Miasto zostało założone przez biskupa Bodzętego w 1355 roku, który ufundował tu niewielki drewniany zamek, jednak ten szybko uległ zniszczeniu. W tym samym miejscu biskup Florian, następca Bodzętego, przed 1380 rokiem zbudował murowany gotycki zamek, który stanowił lokalną rezydencję krakowskich biskupów. Wokół zamku pobudowano miejskie fortyfikacje, których relikty znajdują się zwłaszcza od strony kościoła. W czerwcu 1410 roku odnotowano wizytę na zamku Władysława Jagiełły, który powracając z jednej ze swych pielgrzymek na Święty Krzyż przyjął tu posłów pomorskich. Przez wieki zamek przeżywał swoje wzloty (rozbudowy, modernizacje) i upadki (pożary). W 1789 roku zamek przejęło państwo, obiekt został opuszczony przez duchownych, a następnie przekształcony na spichlerz i szpital wojskowy. Na początku dziewiętnastego stulecia zamek został ostatecznie opuszczony, a pod koniec XIX wieku był już tylko źródłem czerpania materiału budowlanego.
Dla okupanta niemieckiego bezpośrednie sąsiedztwo zamku i kościoła stanowiło doskonałe tło dla dokonania kolejnego mordu. Miejsce egzekucji upamiętnione jest stosowną tablicą i krzyżami.
Schodząc ze skarpy, na której stoi zamek, ulicą Słoneczną docieram do ciekawego miejsca. Tu w odległości nie większej, niż 10 metrów znajdują się trzy obiekty: pierwszy to mogiła żołnierza Antoniego Pałysiewicza poległego za ojczyznę w wojnie polsko-bolszewickiej 16 kwietnia 1919 roku w wieku 22 lat (metalowy krzyż na mogile wystawił w 1933 roku jego ojciec), drugi to XIX-wieczny kamienny krzyż wotywny, wystawiony "Na chwałę Panu Bogu w Trójcy Jedynemu", trzeci to kamienna figura św. Jana Nepomucena, bardzo podobna do tej z Dolnego Rynku.
Opuszczam na chwilę niebieski szlak, aby odwiedzić żołnierzy poległych podczas I wojny światowej, spoczywających na niewielkim cmentarzyku wojennym, założonym w 1915 roku z inicjatywy władz niemieckich. Leży tu 34 żołnierzy armii niemieckiej, 18 armii austro-węgierskiej i 19 armii rosyjskiej. Zostali oni ekshumowani z okolicznych wsi i pochowani właśnie tu. Zarys mogił jest obecnie słabo widoczny, a tylko niektóre krzyże posiadają tabliczki imienne.
Re: Jesienne peregrynacje - Świętokrzyskie
W tej części miasta warto jeszcze zwrócić uwagę na siedzibę Świętokrzyskiego Parku Narodowego i pomnik wystawiony w 1972 roku, upamiętniający poległych partyzantów.
Wracam więc na właściwy szlak. Tu rozpoczyna się wspinaczka pod Miejską Górę. Asfaltowa droga pnie się w górę w kierunku obszaru leśnego, porastającego wspomniane wzniesienie. Po drodze mijam jeszcze przysiółek Podgórze, Z każdym metrem coraz ciekawiej prezentuje się panorama Bodzentyna z jednym z pasm Gór Świętokrzyskich w tle. Mijam ostatnie zabudowania Podgórza, po kilkudziesięciu metrach dochodzę do granicy lasu, a droga prowadzi na wprost okazałej bramy, informującej o osiągnięciu głównego celu mojego spaceru – Puszczy Jodłowej. Wejście na ten szlak, mimo, że prowadzi przez obszar Świętokrzyskiego Parku Narodowego, jest bezpłatne, wszak nie jest to tak oczywiste, bo np. za spacer czerwonym szlakiem w kierunku Łysicy trzeba już wyjąć z kieszeni 7 złotych.
Tuż po przekroczeniu bramy spaceruję wąską ścieżką, lasem liściastym z przewagą dębiny i buka. Drzewa mienią się kolorami, z przyjemnością szuram butami po ziemi, unosząc w części zbutwiałe już liście. Te bardziej suche wydają miły dla ucha szelest. Pod ich grubą warstwą ścieżka jest ledwie widoczna. Jedyną wskazówką dla właściwego kierunku marszu pozostaje oznakowanie szlaku, na szczęście wyraźne i częste.
Patrzę na zegarek, mam kilkudziesięciominutowe opóźnienie w stosunku do zakładanego planu i już wiem, że wydłuży się ono jeszcze, bo szykuje się kolejne zejście z niebieskiego szlaku, aby odwiedzić odległy o pół kilometra cmentarz żydowski.
Kirkut posiada ok. 2 ha powierzchni, a zachowało się na nim ponad 50 macew, z których najstarsze pamiętają początki cmentarza (lata 60. i 70. XIX wieku). Większość z nich jest w stanie dobrym, inskrypcje i zdobienia są czytelne i wyraźne. Ostatni pochówek odbył się w 1942 r., a po likwidacji miejscowego getta nekropolia została częściowo zdewastowana, a ostatecznie zamknięta dla celów grzebalnych w 1964 r. Obecnie po niedawnej restauracji wygląda co najmniej przyzwoicie. Ciekawostka: na cmentarzu spoczywa m.in. Dorota Herling-Grudzińska – matka pisarza Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Była ona Polką, która wyszła za Jakuba (Joska) Herling-Grudzińskiego - spolonizowanego Żyda.
Podsumowując wizytę w Bodzentynie chcę stwierdzić, iż w miasteczku wielkości naszego powiedzmy Drobina można, nie nudząc się, spędzić co najmniej pół dnia. Warto się tu zatrzymać, bo mnogość interesujących obiektów naprawdę imponuje. Mnie, przy maksymalnym sprężeniu, pobyt w mieście zajął prawie dwie godziny i to tylko dlatego tak krótko, że przede mną około 30-kilometrowy spacer.Wracam więc na właściwy szlak. Tu rozpoczyna się wspinaczka pod Miejską Górę. Asfaltowa droga pnie się w górę w kierunku obszaru leśnego, porastającego wspomniane wzniesienie. Po drodze mijam jeszcze przysiółek Podgórze, Z każdym metrem coraz ciekawiej prezentuje się panorama Bodzentyna z jednym z pasm Gór Świętokrzyskich w tle. Mijam ostatnie zabudowania Podgórza, po kilkudziesięciu metrach dochodzę do granicy lasu, a droga prowadzi na wprost okazałej bramy, informującej o osiągnięciu głównego celu mojego spaceru – Puszczy Jodłowej. Wejście na ten szlak, mimo, że prowadzi przez obszar Świętokrzyskiego Parku Narodowego, jest bezpłatne, wszak nie jest to tak oczywiste, bo np. za spacer czerwonym szlakiem w kierunku Łysicy trzeba już wyjąć z kieszeni 7 złotych.
Tuż po przekroczeniu bramy spaceruję wąską ścieżką, lasem liściastym z przewagą dębiny i buka. Drzewa mienią się kolorami, z przyjemnością szuram butami po ziemi, unosząc w części zbutwiałe już liście. Te bardziej suche wydają miły dla ucha szelest. Pod ich grubą warstwą ścieżka jest ledwie widoczna. Jedyną wskazówką dla właściwego kierunku marszu pozostaje oznakowanie szlaku, na szczęście wyraźne i częste.
Re: Jesienne peregrynacje - Świętokrzyskie
Z czasem widok dookoła zmienia się, pojawia się coraz więcej drzew iglastych, głównie świerk i gdzieniegdzie jodła. Po piętnastu minutach intensywnego marszu osiągam szczyt Miejskiej Góry (426 m n.p.m.). W sumie nic ciekawego. Wierzchołek w całości zalesiony, widoków żadnych, brak też jakiegokolwiek oznakowania najwyższego punktu wzniesienia.
Tuż za szczytem następuje krótkie ostre zejście, a potem teren ulega wypłaszczeniu, daje się też zauważyć niewielkie wąwozy, ponad którymi poprzerzucane są kładki, umożliwiające swobodne przemierzanie terenu.
Po pewnym czasie na chwilę opuszczam las, by znaleźć się na polanie w dolinie Czarnej Wody. W krajobrazie dominują śródleśne łąki. Tu w okresie wysokich poziomów wód, bez drewnianych podestów i kładek przejście byłoby niemożliwe.
Po chwili ponownie wchodzę w gęsty bór o charakterze mieszanym. Sporo tu zwalonych drzew w różnym stanie rozkładu. Taka forma lasu praktycznie utrzymuje się do miejscowości o pięknej nazwie Święta Katarzyna.
Re: Jesienne peregrynacje - Świętokrzyskie
Widzę już przed sobą skraj lasu. Za chwilę powinienem dojść do Świętej Katarzyny. Zupełnym przypadkiem spoglądam w lewo, tam między drzewami, w odległości kilkudziesięciu metrów dostrzegam krzyż otoczony drewnianym płotkiem. Skręcam więc. Mam szczęście. Okazuje się, że znalazłem się w miejscu masowych straceń w czasie II wojny światowej, a obok wspomnianego krzyża, który uzupełniony jest przytwierdzoną do niego tablicą pamięci z informacją o brutalnym mordzie i nazwiskami niektórych pomordowanych, tuż obok znajduje się drugi, bliźniaczy. Między nimi jest jeszcze ustawiony w 2015 roku pomnik poświęcony pamięci osób zamordowanych w 1943 r.
Stąd już tylko kilkadziesiąt metrów do węzła szlaków niebieskiego i doskonale mi znanego czerwonego, prowadzącego stąd na najwyższe wzniesienie Gór Świętokrzyskich – Łysicę, i dalej na Łysiec (Łysą Górę) znaną z legendarnych sabatów czarownic. 200 metrów od granicy lasu, przy szlaku na Łysicę, znajduje się źródełko i kapliczka św. Franciszka. Kapliczka pochodzi z połowy XIX wieku, a woda w źródełku posiada podobno moc leczenia oczu. Legenda mówi, że moc ta pochodzi od łez wylanych przez dziewczynę opłakującą utratę siostry. Po drodze do tego miejsca mijam miejsce upamiętnione tablicą nawiązującą do oddziałów AK działających na tym terenie, a także pomnik najbardziej chyba znanej osoby, pochodzącej z tych okolic – Stefana Żeromskiego. Ławki ustawione wokół źródełka zapraszają do odpoczynku. Z zaproszenia korzystam, organizując sobie krótki posiłek. Krótki, bo mimo, iż niedawno minęło południe, szybko robi się chłodno i wzmaga się wiatr.
W 1943 r. w Świętej Katarzynie stacjonował oddział niemieckiej żandarmerii pod dowództwem Alberta Szustera. Odpowiada on za wiele mordów dokonanych w okolicznych miejscowościach. W samej Świętej Katarzynie rozstrzelano łącznie 80 mieszkańców.Stąd już tylko kilkadziesiąt metrów do węzła szlaków niebieskiego i doskonale mi znanego czerwonego, prowadzącego stąd na najwyższe wzniesienie Gór Świętokrzyskich – Łysicę, i dalej na Łysiec (Łysą Górę) znaną z legendarnych sabatów czarownic. 200 metrów od granicy lasu, przy szlaku na Łysicę, znajduje się źródełko i kapliczka św. Franciszka. Kapliczka pochodzi z połowy XIX wieku, a woda w źródełku posiada podobno moc leczenia oczu. Legenda mówi, że moc ta pochodzi od łez wylanych przez dziewczynę opłakującą utratę siostry. Po drodze do tego miejsca mijam miejsce upamiętnione tablicą nawiązującą do oddziałów AK działających na tym terenie, a także pomnik najbardziej chyba znanej osoby, pochodzącej z tych okolic – Stefana Żeromskiego. Ławki ustawione wokół źródełka zapraszają do odpoczynku. Z zaproszenia korzystam, organizując sobie krótki posiłek. Krótki, bo mimo, iż niedawno minęło południe, szybko robi się chłodno i wzmaga się wiatr.
Re: Jesienne peregrynacje - Świętokrzyskie
Święta Katarzyna, niewielka miejscowość położona u stóp Łysogór, wita mnie ładnym widokiem na zespół klasztorny bernardynek i kościół św. Katarzyny. Jego założenie związane jest z legendarną postacią rycerza Wacławka, służącego pod królem Władysławem Jagiełłą. Za wierną służbę król obdarzył Wacławka tutejszymi ziemiami. Ten z kolei zbudował drewniany kościół, którego ołtarz ozdobił figurką Katarzyny męczennicy. Od tej figurki kościół przyjął wezwanie, a miejscowość nazwę.
Obecny zespół klasztorny jest kontynuatorem owego nadania. W klasztorze osiedlili się benedyktyni, którzy mieszkali tu do 1815 r. Wówczas to klasztor został przekazany siostrom bernardynkom przybyłym z Drzewicy. Po powstaniu listopadowym klasztor na mocy decyzji władz carskich stał się miejscem odosobnienia dla kobiet. W 1847 r. kościół wraz z towarzyszącymi zabudowaniami klasztornymi dotknęła klęska pożaru, podczas którego spłonęła figura św. Katarzyny. Obecna figurka jest prawdopodobnie kopią poprzedniej. Siostry bernardynki działają to do dnia dzisiejszego. Z braku czasu odpuściłem sobie tym razem zwiedzanie wnętrz, wszak byłem tu przed laty. Skupiłem się natomiast na położonym nieopodal obiekcie w postaci murowanej kapliczki. Jej osobliwą pamiątką, która w dzisiejszych czasach uznana byłaby za akt wandalizmu, są wyryte w tynku wewnątrz kapliczki podpisy Stefana Żeromskiego oraz jego szkolnego kolegi Janka Stróżeckiego. Chłopcy wybrali się na Łysicę, a wracając wstąpili do kapliczki i wydrapali na ścianie ów napis: "Stefan Żeromski D. Sier. 1882 Jan Stróżecki". Po latach, przy okazji remontów kapliczki, pamiątka została wyeksponowana i jest dobrze widoczna przez boczne okienko. Obok kapliczki znajdują się dwie mogiły: powstańca z 1863 r., którego śmierć opisał Stefan Żeromski w „Syzyfowych pracach”, oraz partyzanta z II wojny światowej. Pora opuszczać już Świętą Katarzynę, jeszcze tylko przydrożna kapliczka drewniana, kilka drewnianych budynków pamiętających z pewnością okres przedwojenny i już obieram kurs na następną wieś, Krajno-Zagórze. Tu uwaga, dysponujący starymi mapami turystycznymi (chyba z lat 90.) powinni uważnie obserwować oznakowanie w terenie, ponieważ zmieniło się tu co nieco. Na szczęście – w dalszym ciągu – do jakości oznakowania nie można mieć najmniejszych uwag. Asfaltowa droga prowadzi przez Krajno-Zagórze, typową ulicówkę. Mijam kolejne krzyże przydrożne, drewniane domy. Po lewej stronie drogi, na rozległej połaci ziemi pnie się ku górze wieża Eiffla. Tuż obok niej stoi dumnie monumentalna bazylika św. Piotra. Jest też katedra Notre Dame, Łuk Triumfalny, wieże World Trade Center, a w oddali ukazuje się stożek Fuji. Nie, to nie przywidzenia. Zresztą takich obiektów jest tu znacznie więcej. Wszystkie one w formie makiet wykonanych w skali 1:25 (watykańska bazylika jest w 1:13) znajdują się na terenie miejscowego Parku Rozrywki i Miniatur. Z braku czasu omijam tę atrakcję, robiąc jedynie kilka zdjęć z odległości. Niedługo potem szlak skręca w drogę gruntową. Najbliższy odcinek to spacer po odkrytym terenie. Za sobą zostawiam Łysogóry z dobrze widoczną Łysicą. Przede mną w oddali widoczne są, choć coraz słabiej, Pasmo Masłowskie i Pasmo Klonowskie. Słabiej, bo pogoda się psuje, zaczyna kropić deszcz.
Obecny zespół klasztorny jest kontynuatorem owego nadania. W klasztorze osiedlili się benedyktyni, którzy mieszkali tu do 1815 r. Wówczas to klasztor został przekazany siostrom bernardynkom przybyłym z Drzewicy. Po powstaniu listopadowym klasztor na mocy decyzji władz carskich stał się miejscem odosobnienia dla kobiet. W 1847 r. kościół wraz z towarzyszącymi zabudowaniami klasztornymi dotknęła klęska pożaru, podczas którego spłonęła figura św. Katarzyny. Obecna figurka jest prawdopodobnie kopią poprzedniej. Siostry bernardynki działają to do dnia dzisiejszego. Z braku czasu odpuściłem sobie tym razem zwiedzanie wnętrz, wszak byłem tu przed laty. Skupiłem się natomiast na położonym nieopodal obiekcie w postaci murowanej kapliczki. Jej osobliwą pamiątką, która w dzisiejszych czasach uznana byłaby za akt wandalizmu, są wyryte w tynku wewnątrz kapliczki podpisy Stefana Żeromskiego oraz jego szkolnego kolegi Janka Stróżeckiego. Chłopcy wybrali się na Łysicę, a wracając wstąpili do kapliczki i wydrapali na ścianie ów napis: "Stefan Żeromski D. Sier. 1882 Jan Stróżecki". Po latach, przy okazji remontów kapliczki, pamiątka została wyeksponowana i jest dobrze widoczna przez boczne okienko. Obok kapliczki znajdują się dwie mogiły: powstańca z 1863 r., którego śmierć opisał Stefan Żeromski w „Syzyfowych pracach”, oraz partyzanta z II wojny światowej. Pora opuszczać już Świętą Katarzynę, jeszcze tylko przydrożna kapliczka drewniana, kilka drewnianych budynków pamiętających z pewnością okres przedwojenny i już obieram kurs na następną wieś, Krajno-Zagórze. Tu uwaga, dysponujący starymi mapami turystycznymi (chyba z lat 90.) powinni uważnie obserwować oznakowanie w terenie, ponieważ zmieniło się tu co nieco. Na szczęście – w dalszym ciągu – do jakości oznakowania nie można mieć najmniejszych uwag. Asfaltowa droga prowadzi przez Krajno-Zagórze, typową ulicówkę. Mijam kolejne krzyże przydrożne, drewniane domy. Po lewej stronie drogi, na rozległej połaci ziemi pnie się ku górze wieża Eiffla. Tuż obok niej stoi dumnie monumentalna bazylika św. Piotra. Jest też katedra Notre Dame, Łuk Triumfalny, wieże World Trade Center, a w oddali ukazuje się stożek Fuji. Nie, to nie przywidzenia. Zresztą takich obiektów jest tu znacznie więcej. Wszystkie one w formie makiet wykonanych w skali 1:25 (watykańska bazylika jest w 1:13) znajdują się na terenie miejscowego Parku Rozrywki i Miniatur. Z braku czasu omijam tę atrakcję, robiąc jedynie kilka zdjęć z odległości. Niedługo potem szlak skręca w drogę gruntową. Najbliższy odcinek to spacer po odkrytym terenie. Za sobą zostawiam Łysogóry z dobrze widoczną Łysicą. Przede mną w oddali widoczne są, choć coraz słabiej, Pasmo Masłowskie i Pasmo Klonowskie. Słabiej, bo pogoda się psuje, zaczyna kropić deszcz.
Re: Jesienne peregrynacje - Świętokrzyskie
Deszcz nabiera intensywności, wystarcza to do rozbłocenia wcześniej rozjeżdżonej drogi. Miejscami ciężko się przedrzeć, nie ma mowy o suchym i czystym bucie. Droga ta doprowadza mnie do wsi Wilków, a stąd już o krok od leżącej u stóp Radostowej kolejnej wsi – Ciekoty, czyli rodzinnej wsi Stefana Żeromskiego. Zresztą dzięki pisarzowi Radostowa utkwiła w mojej świadomości na równi z Łysicą i Łyścem.
Pierwszym akcentem w Ciekotach, nawiązującym do osoby i dorobku Żeromskiego jest Centrum Edukacyjne o nazwie "Szklany Dom", powstałe w 2010 roku, w którym organizowane są wszelkiego rodzaju warsztaty, szkolenia i wystawy.
Tuż za „Szklanym Domem” widzimy drewniany budynek, stanowiący rekonstrukcję dworu z 2. połowy XIX wieku. To w tym właśnie miejscu Stefan Żeromski spędził swoje dzieciństwo. Dwór był własnością Żeromskich w latach 1871-1883. Niestety dwór został zniszczony w efekcie pożaru w 1900 roku, zaś dzisiejsza replika to stosunkowo niedawna sprawa – powstała w 2010 roku. W budynku mieści się muzeum Stefana Żeromskiego, wnętrza wypełniono XIX-wiecznymi meblami i sprzętami, oraz pamiątkami po Żeromskich.
Niestety nie mam możliwości wejścia na teren podworski, furtka jest zamknięta. Pozostaje podziwianie obiektu zza siatki ogrodzeniowej. Mijając Żeromszczyznę zauważam jeszcze jedną furtkę – otwartą. Korzystam oczywiście z tej niespodzianki, dzięki temu mogę z bliska przyjrzeć się pomnikowi poświęconemu Stefanowi Żeromskiemu, kapliczce ustawionej nad Zalewem Ciekoty, a przede wszystkim rzeźbie rodziny Żeromskich, ustawionej na tarasie dworku, przedstawiającej Stefana Żeromskiego w towarzystwie rodziców. Rzeźba powstała na okoliczność 150. rocznicy urodzin pisarza.
Opuszczam Ciekoty. Szlak gwałtownie skręca w prawo. Gdybym opuścił szlak i poszedł prosto, droga gruntowa doprowadziłaby mnie wprost na szczyt Radostowej. Przez jej wierzchołek przechodzi Główny Szlak Świętokrzyski oznaczony kolorem czerwonym, zatem jej rozpracowanie pozostawiam sobie na nieodległą przyszłość (ktoś się pisze?).
Droga prowadzi teraz niewielkim wąwozem, sprowadzając mnie do dolinki, która została utworzona w wyniku działalności erozyjnej rzeczki Lubrzanki. Deszcz wzmaga się jeszcze bardziej, okoliczności przyrody zachęcają jednak do dalszego spaceru. Przede mną bowiem malowniczy przełom Lubrzanki.
Re: Jesienne peregrynacje - Świętokrzyskie
Po pokonaniu mostku na Lubrzance, wąska ścieżka wyprowadza mnie na dość ruchliwą asfaltową drogę, przebiegającą równolegle do nurtu Lubrzanki. Przełom znajduje się pomiędzy górami Radostową i Klonówką. Po mojej lewej stronie rzeka wije się leniwie, by za chwilę przyspieszyć na niewielkim spadku terenu, a zaraz znowu spowolnić, tworząc malownicze meandry.
Przyspieszam kroku. Przede mną wieś sołecka, Mąchocice Kapitulne, jedna z najstarszych wsi w rejonie Gór Świętokrzyskich. Powstała prawdopodobnie już przed rokiem 1171 i stanowiła uposażenie kolegiaty kieleckiej. Nieopodal powstała druga wieś o tej nazwie - Mąchocice Scholasteria. W Kapitulnych trudno dostrzec jakiekolwiek ślady świadczące o jej długowiecznej historii. Uwagę zwraca duża liczba kapliczek, krzyży przydrożnych i przydomowych oraz kilka drewnianych domów z – jak się wydaje - początków XX stulecia
Tuż za Mąchocicami rozpościera się niewielki obszar leśny, zwany Lasem Wolskim. Jesienne kolory nabierają intensywności pod wpływem kropli deszczu pokrywających każdy skrawek liści. Nisko wiszące ciemne i ciężkie chmury nadają spacerowi atmosfery tajemniczości. Płonąca czerwień liści wydaje się nierzeczywista. Zapach deszczu przyjemnie drażni nozdrza. Wokół panuje melodia wiatru, co pewien czas przecinana odgłosami umykającej zwierzyny. Jesienny las fascynuje i zachwyca...
Re: Jesienne peregrynacje - Świętokrzyskie
To już regularna ulewa. Sprzęt GPS zamókł tak bardzo, że odmówił posłuszeństwa, żaden przycisk nie działa. Na szczęście aparat fotograficzny jeszcze funkcjonuje, dzięki temu mogę dokumentować swój spacer. Ścieżka leśna doprowadza mnie na skraj sztucznego jeziora Cedzyna. Wobec intensywności opadu ledwie jestem w stanie dostrzec drugi jego kraniec.
Dziękuję za uwagę.
Następnie droga oddala się od zalewu, ponownie prowadząc przez leśną gęstwinę, tym razem o urozmaiconej rzeźbie terenu. Zejście z niewielkiego garbu wyprowadza mnie na polanę, na której przekraczam Zajączkową Strugę. Stąd już niedaleko do zapory, powodującej spiętrzenie Lubrzanki i powstanie Zalewu Cedzyna. Zbiornik został utworzony w 1973 roku i stanowi on miejsce wypoczynku oraz centrum uprawiania sportów wodnych, a wokół niego działają liczne ośrodki wypoczynkowo-rekreacyjne.
Docieram do miejscowości Cedzyna. To już ostatni etap mojego spaceru. Ulewa nieco osłabła, choć padać nie przestaje. W Cedzyni ma swój początek/koniec niebieski szlak PTTK im. Edwarda Wołoszyna, którego fragment właśnie pokonałem (znak umieszczony został na przystanku autobusowym).
Jest godzina 16.30, wobec dużego zachmurzenia robi się już szaro. Udaje mi się jeszcze minąć administracyjną granicę Kielc. Kilkaset metrów dalej znajduje się największy i najmłodszy cmentarz kielecki, powstały w 1977 roku, zajmujący obszar ponad 20 ha. Mimo sporego terenu, bez trudu odnajduję pomnik żołnierzy Armii Krajowej odsłonięty w 2006 r. Na nic więcej nie wystarcza mi już czasu. Mokry, trochę przemarznięty, ale napełniony zdobytą wiedzą i szczęśliwy, w poczuciu dobrze spędzonego czasu, kończę przygodę z ziemią kielecką, mając nadzieję, że nie na długo.
Być może to sprawozdanie pomoże komuś w wyborze regionu świętokrzyskiego, jako celu turystycznego. Jeśli tak się stanie, zapewniam, że będzie to dobry wybór, czego - mam nadzieję - dowodzi powyższa dokumentacja.Dziękuję za uwagę.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość