Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915

Awatar użytkownika
trobal
Posty: 1197
Rejestracja: pt mar 13, 2009 9:32 am
Lokalizacja: Puławy
Kontakt:

Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915

Postautor: trobal » pn lip 06, 2009 10:44 pm

Pierwsza wojna światowa w 1914 roku zmieniała szybko swój charakter z manewrowej na pozycyjną. W przypadku okolic Bolimowa wyglądało to następująco:

Dwie rosyjskie armie po początkowych sukcesach (w wojnie manewrowej) przygotowały się do uderzeń na Wrocław i Poznań. Nie dość, że w ten sposób stworzyły lukę między sobą to zupełnie nie współdziałały z siłami nastawionymi na zdobycie Królewca. Ten drugi odcinek (pomiędzy Włocławkiem i Kutnem) zajmowały jedynie dwa rosyjskie korpusy. Ich rozbicie umożliwiłoby by Niemcom przejście na tyły armii przygotowujących się do wznowienia marszu na Częstochowę. Słabe siły nie oznaczały jednak braku jakichkolwiek sił. Jedną z jednostek rosyjskich był tu 6 Korpus Syberyjski - jednostka elitarna. Dlatego też atak Niemców choć przyniósł sukces terytorialny to nie pozwolił na przejście na tyły przeciwnika. W dniach 11 - 24 listopada 1914 roku front zatrzymał się na linii rzek Rawka i Bzura.

Okres walk pozycyjnych.

Od tego właściwie momentu ten fragment frontu przestał grać kluczową rolę w działaniach obu stron. Ochrona dróg (także żelaznych) nie dowodzi wg mnie, że był to odcinek o szczególnym znaczeniu. Drogi można było obejść, a normalnej szerokości tory i tak nie szły dalej z Warszawy na wschód. Podobnie dość wyglądała sytuacja pod Ypres na froncie zachodnim - po pierwszym niepowodzeniu Niemieckim w bitwie będącej elementem tzw. wyścigu do morza Ypres przestało odgrywać większą rolę. Dlaczego o tym wspominam? I okolice Ypres i okolice Bolimowa stały się polami doświadczalnymi w stosowaniu broni masowego rażenia. Pierwszeństwo Ypres można tłumaczyć niemieckim planem wojennym, który zakładał szybkie zwycięstwo na zachodzie, a dopiero później skierowanie wszystkich sił na wschód. Ale równie dobrze mogło chodzić o pogodę, a szczególnie kierunek wiatru.

Pierwszym chemicznym środkiem bojowym był gaz łzawiący. Test pod Ypres w 1914 roku przeszedł bez echa. Brytyjczycy nawet nie zauważyli że jest to atak przeprowadzony pociskami zawierającymi gaz. Gdy w lutym 1915 roku powtórzono taki sam atak w okolicach Bolimowa zapamiętano tu tylko szczególne nasilenie ognia artyleryjskiego i ogromne zniszczenia poczynione przez pociski. Niemcy ucząc się na własnych błędach użyli tu większej liczby pocisków i dział. Tylko strona rosyjska nie była poinformowano o zawartości pocisków nie zwróciła na nie uwagi. Nadal jednak przeważały tu pociski tradycyjne, być może mające ukryć te z gazem. Podczas mrozu jaki wówczas panował gaz prawie się nie uwalniał z pojemników. Te doświadczenia sprawiły, że zarzucono pomysł używania gazów łzawiących. Ich zaletą miało być to że jednocześnie można było prowadzić atak piechoty na pozycje przeciwnika, który na krótko ale właśnie w tym momencie miał być oślepiony.

Podobnie sprawę skutków ataku chemicznego swojego pomysłu przedstawiał prof. Fritz Haber. Tylko skutki ataku miały być mocniej odczuwane. Proponował użycie chloru w postaci ciekłej. Opary chloru opadając miały najskuteczniej działać w okopach. Za jego chmurą mogli zaś postępować piechurzy dobijając zdolnych jeszcze do walki przeciwników. Przygotowania do użycia pod Bolimowem chloru rozpoczęto jeszcze w kwietniu. Co prawda nie tu przewidziano przeprowadzenie eksperymentu ale dowództwo frontu południowego nie było zainteresowane dostosowaniem daty ataku do warunków pogodowych. 36 pułk artyleryjski zajmujący się bronią gazową przerzucono więc na odcinek pod Bolimowem, gdzie nie planowano ofensywy, a jedynie działania wiążące siły rosyjskie. Podobnie jak za pierwszym razem na tym odcinku przygotowano więcej środków bojowych niż pod Ypres. Przygotowania może i nie uszły uwadze Rosjan ale broń ta w zasadzie nie była jeszcze uważana za szczególnie niebezpieczną. Zastosowana pod Ypres pozwoliła Niemcom na przeprowadzenie skutecznego ataku (22 kwietnia 1915) ale głównie z powodu paniki jaka wybuchła w szeregach francuskich. Szacuje się, że ofiar po stronie Ententy w tej bitwie było poniżej 2 tysięcy, a może nawet poniżej tysiąca. Za to całkowitą liczbę ofiar poniesionych przez wojska francuskie i brytyjskie w tej bitwie szacuje się nawet na 12 tysięcy. Inne źródła podają, że Brytyjczycy utracili w tym ataku 15 tys. żołnierzy z czego 33% zmarło. Użyto tam 180 t ciekłego chloru. W ok. 5 min powstał obłok o wysokości 2 m i głębokości 600 - 800 m. Ponieważ strona niemiecka nie spodziewała się aż takiego sukcesu poprzestała na przesunięciu frontu w tym miejscu o 4 - 6 km. Niemcom zabrakło odwodów by zająć większy obszar.

Pod Bolimowem oczekiwanie na właściwą pogodę trwało do końca maja. Do tego czasu przygotowano 264 tony ciekłego chloru. Rozmieszczono go w butlach na odcinku 12 km. Minął już ponad miesiąc od pierwszego użycia w warunkach bojowych gazu, a jeszcze żadna ze stron nie wyposażyła swoich żołnierzy w środki ochrony. Jedynie 36 pułk posiadał aparaty tlenowe. Atak rozpoczął się ok. 4, czyli jeszcze w nocy. Chmura wg opisów osiągnęła wysokość 6 m. Niewielu z żołnierzy carskich wpadło na pomysł osłonięcia ust i nosa mokrymi chustami i wejścia ponad chmurę (na drzewa czy dachy domów). Większość sądząc, że to zasłona dymna zeszła do okopów. Najwyraźniej jednak prowadzono jakąś akcję szkoleniową, gdyż można natrafić na relację w której osoba cywilna opowiada jak żołnierze uciekając wraz z nią z obszaru skażonego okrywali ją by nie ucierpiała. Wszyscy ci żołnierze choć trafili do szpitala, zmarli. Statystyki dotyczące ofiar ataku z ostatniego maja nie są zgodne. Przyjmuje się, że zginęło ok. 9100 żołnierzy. Nikt nie policzył ofiar cywilnych. Nie sprawdzone źródła podają liczbę zmarłych żołnierzy - 11 tys., oficjalne zaś poruszają się pomiędzy 1500 a 2100. Zmarłych ze względu na liczbę zdecydowano się pochować w mogiłach zbiorowych w miejscowościach: Wiskitki, Miedniewice i Guzów. Najpierw jednak prowadzono akcję pomocy rannym. Tych było tak wielu, że zaczęto ich wozami wyprawiać z Żyrardowa do Warszawy - w Żyrardowie nie było już miejsca w którym można by ich położyć. Ciała zmarłych w momencie chowania już ulegały rozkładowi.

Militarnie atak z 31 maja 1915 roku był bez znaczenia. Chmura gazów przeszła nad okopami pierwszej linii i jej żołnierze odpierali atak do czasu nadejścia posiłków. Front ani drgnął. Dlatego zdecydowano się zapewne na ponowny atak chemiczny. Tym razem objął on linię frontu o długości tylko 4 km. Obie strony już posiadały środki ochrony, a żołnierzy przeszli już szkolenie w dziedzinie zachowania w przypadku ataku. Najważniejszą postacią po stronie niemieckiej był pomysłodawca użycia chloru - prof. Haber. Wraz z żołnierzami podążał za chmurą gazową by zobaczyć na własne oczy działanie gazu oraz by opracować metody selekcjonowania rannych porażonych chlorem. Tu podstawowym źródłem są wspomnienia jego adiutanta, a ważnym dodatkiem informacja o przyznaniu profesorowi w 1918 roku nagrody Nobla (za prace w dziedzinie syntezy amoniaku). Ofiar było tym razem dużo mniej. Front znów się nie przesunął.

Trzeci i ostatni atak na tym odcinku frontu przeprowadzono w nocy z 6 na 7 lipca 1915 roku. Ponownie szerokość chmury gazowej wynosiła ok. 12 km. Po przejściu przez pierwszą linię okopów zostały one przez siły niemieckie zdobyte. Ale na bardzo krótko, ponieważ zaraz wiatr zmienił kierunek i chmura zawróciła. Oficjalnie strona niemiecka podała podała liczbę 1200 żołnierzy poległych w wyniku działania chloru. Wszyscy zmarli pozostali w okopach i tak ich zasypano by ukryć całą sprawę przed resztą żołnierzy armii niemieckiej. Ekshumacji dokonano dopiero po 20 lipca 1915 roku gdy armia rosyjska wycofała się obawiając się okrążenia.

Pozostały tylko groby. Ogólnie liczbę poległych w wyniku stosowania broni chemicznej szacuje się na kilkanaście tysięcy (do 20 tys.), brak jest dokładnych rachunków. Największymi mogiłami pozostają te z Guzowa, Miedniewic i Wiskitek powstałe po pierwszym ataku. Niejasna pozostaje kwestia rannych, którzy zmarli w Żyrardowie - gdzie ich chowano?

W Bolimowie znajduje się dzwon sporządzony z przeciętego pojemnika na ciekły chlor.
bolimow-dzwon.jpg
bolimow-dzwon.jpg (95.69 KiB) Przejrzano 8247 razy
zapuszczam wąsy, wyciągam szablę
pędzę na koniu po śmierć i chwałę
a żadna myśl nie mąci w głowie
bo tu emocje podsycają ogień
Dezerter "My Polacy"
Awatar użytkownika
trobal
Posty: 1197
Rejestracja: pt mar 13, 2009 9:32 am
Lokalizacja: Puławy
Kontakt:

Re: Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915

Postautor: trobal » wt lip 07, 2009 11:19 am

zapuszczam wąsy, wyciągam szablę
pędzę na koniu po śmierć i chwałę
a żadna myśl nie mąci w głowie
bo tu emocje podsycają ogień
Dezerter "My Polacy"
Awatar użytkownika
trobal
Posty: 1197
Rejestracja: pt mar 13, 2009 9:32 am
Lokalizacja: Puławy
Kontakt:

Re: Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915

Postautor: trobal » śr paź 28, 2009 9:53 pm

Odnośnie ataku gazowego z lutego 1915 roku natrafiłem na kolejne informacje w trakcie lektury "Pierwszej wojny światowej" Janusza Pajewskiego.

Pajewski rozpoczęcie pozorowanej ofensywy pod Bolimowem w 1915 roku umieszcza w styczniu tego roku (dokładniej 31 stycznia). Pozorowanej - ponieważ jej zadaniem było zamaskowanie ofensywy właściwej, idącej z Prus Wschodnich w kierunku Jezior Mazurskich. W okolicach jezior stacjonowała 10 Armia rosyjska i jej rozbicie było priorytetem na tym odcinku frontu.
zapuszczam wąsy, wyciągam szablę
pędzę na koniu po śmierć i chwałę
a żadna myśl nie mąci w głowie
bo tu emocje podsycają ogień
Dezerter "My Polacy"
Awatar użytkownika
Ezy.Ryder
Posty: 234
Rejestracja: pn mar 16, 2009 10:58 am
Lokalizacja: Izabelin

Re: Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915

Postautor: Ezy.Ryder » pt gru 11, 2009 2:11 pm

Bardzo ciekawy temat.
Niektórzy twierdzą właśnie pod Bolimowem pierwszy raz użyto chloru.
Ponoć w wyniku użycia gazu bojowego doszło nietypowych zachowań.
Wiatr zmienił kierunek i obie strony znalazły się w polu działania chloru. Efekt był taki że ludzie przestali ze sobą walczyć i ratowali się nawzajem, Niemcy wynosili z obszaru działania gazu Rosjan a Rosjanie Niemców.
Skutki użycia gazów bojowych przerażały do granic możliwości, ukazując niesamowite okrucieństwo nowoczesnej wojny.
W okolicach Bolimowa na polach znajdują się kurhany w których leżą ciała żołnierzy jednej i drugiej strony, pochowanych razem.
Są to dość zapomniane miejsca, a miejscowi rolnicy coraz bardziej rozorywuja owe kurhany.

Na uwagę zasługuje pewna książka - Andre Malraux,- "Łazarz"
Autor ukazuje użycie gazów bojowych widziane oczyma niemieckiego oficera.
Jest to powieść fikcyjna, jednak oparta na faktach i prawdopodobnie na podstawie czyichś wspomnień.
A oto fragmenty:

"Kurz wydłużonym tumanem wzbija się w słońce. Nie rozwija się w pióropusz jak za samochodami, wszędzie jednakowo gęsty i jednakowo wysoki, jak mur. Narasta, choć nie słychać żadnych silników. Droga niknie.
Zaczął się atak gazowy (...) Rozlewisko gazu podpełza pod sad jabłoni, zatapia pnie posadzone w regularnych odstępach, włazi na konary. Dno doliny to już tylko żółta mgła, czerwonawa, wzdłuż łąk i zielonych jodeł, spomiędzy których wynurza się widmowo wysoki słup telegraficzny... Rozlewisko gazu prześlizguje się na szerokości kilometra ku wysuniętej do przodu pozycji Rosjan. Wsącza się w las, zasnuwa podnóża jodeł, nie dosięgając wierzchołków, wyłania się na planie dalszym, a wtedy ich czuby podobne zębom piły przebijają się przez mgliste tło, jak na sztychach japońskich. Nie przerywając swojego miękkiego wstępowania zakrywa pola, których wstęgi pną się ku wyżynom, fioletowe łąki koniczyny, ostatnie łany żyta i szerokie prostokąty naszpikowane stogami. Na koniec w najwyższym punkcie, nie opodal okopów rosyjskich zagarnia kępy drzew coraz gęstsze i spłacheć lasu, w którym artyleria powyrąbywała polany. Nic się tam nie porusza... ... Coś pędzi od linii rosyjskich ku gazom: koń, maleńki nawet w lornetce. Gazy suną jakby znacznie szybciej teraz, kiedy zbliżają się do okopów. Koń bez jeźdźca szarżuje na nie rozkołysanym ruchem długodystansowych galopów. Przystaje, kręci się w kółko i wreszcie znowu mknie w lewo, a stukot podków na drodze przenosi ziemia, stukot zdumiewająco czysty, o wiele bliższy niż ów mikroskopijny koń rzucony w bezmiar. Wznosi się rżenie, odbija je dolina. Widać przez lornetkę, jak koń zadziera łeb, żeby zarżeć głosem podobnym do wycia psów. Znów idzie w galop, mknie prosto na gazy. Nie słychać już tętentu. Niknie wśród ciszy. Nie pojawia się już więcej. Głuchy i nie kończący się marsz gazów zmierza jakby nieprzerwanie aż do granic ziemi, zagubione rżenie, brzegi rozlewiska, niemal wyraziste, zaczynają przydawać tej mgle groźnego ducha machiny wojennej. Czy Rosjanie opuścili swoje pozycje? Trudno nawet przez lornetkę odgadnąć moment, w którym gazy dotrą do ich okopów. Niebawem je zakryją i, z wyjątkiem owego konia z Apokalipsy, który rży w blasku słońca, zanim runie niby w ofierze, nic nie wyłania się stamtąd... Na dnie doliny jodłowy lasek i słup telegraficzny z izolatorami znikły pod tumanem gazów, na połowie zbocza nieliczne czuby drzew wyzierają jeszcze... ... Czy wróg znalazł sposób, żeby zatrzymać gazy, unieruchomić je na granicy przedpierścienia? Wiatr popycha nową ich falę, która, nie zatrzymując się w marszu, jak gdyby przeskakuje poprzez poprzednie. Berger przypomina sobie: najprzejrzystsza rogówka niebieścieje najpierw, oddech staje się świszczący, źrenica- to nawet bardzo ciekawe- czernieje niemal całkiem... Żaden Rosjanin nie zdoła wytrzymać bólu... ... czy to się dzieje pod tą mgłą, gdzie nic się nie rusza, a która prze naprzód skrętami przedhistorycznych jaszczurów, jakby nigdy nie miała zatrzymać się na ziemi?

i drugi

... gazy znikły za liną wzgórz. Została tylko po nich japońska mgła na dnie doliny i czarniawa smuga na wszystkim, czegokolwiek dotknęły, jakby przemarsz ich pozostawił kawał zimy pod rozsłonecznionym niebem (...) Pomiędzy szerokimi, zastygłymi ławicami mgły ludzie pełzną niby wśród mokradeł, rozpraszają się, skupiają. Na wierzchołkach jodeł wiatr szamoce strzępami rdzawych obłoków (...) Słychać tylko wiatr. Na całym obszarze ataku nie ma już nikogo. Nie ma już wojny, nic, oprócz oślepiającego słońca nad sielskim bezmiarem, nad miastem drewnianym osobliwie nietkniętym tam, z jego baniastą dzwonnicą. ... człowiek bez bluzy wynurzył się z okopów. Człowiek dwóch i pół metra wzrostu, na króciutkich nóżkach... Bez maski. Zatrzymuje się, pada. Pod nim jest drugi. Na całą długość okopu ludzie w koszulach, białe plamy wyraziste mimo odległości, wychodzą bez ryjów. Wszyscy zbyt wysocy, niczym jarmarczni olbrzymi, których głowy umieszczone również za wysoko bambałakają na kijach niewidzialnych mioteł. Dlaczegóż u diabła ci żołnierze pozdejmowali bluzy i ryje? Przełamuje się ten i ów olbrzym jarmarczny. Odpada część ciała od koszuli, pozostała część dalej sunie naprzód. Każda składa się z dwóch ludzi: jeden niesie drugiego. Czyżby już tylu rannych? I wciąż ta cisza pod wiatrem! Zieloni żołnierze w maskach ładują znów białe plamy na ramiona, kuśtykający orszak niknie w przejściach wyciętych między zasiekami. Nie zmierza ku Rosjanom: zawraca. Na całej linii, wśród przejść- splątane rojowisko żołnierzy z ryjami, którzy niosą białe plamy, poruszające się ostrożnie; mrówki niosące mrówcze jaja- nadciąga kompania za kompanią. Porzucają pozycje rosyjskie. Wśród ciszy, bez jednego wystrzału armatniego. (...) Patrząc na ścianę drzew, których co wyższe czuby zachowały zieleń wśród wiatru, na bardzo strome zbocze widoczne przed owymi piekielnymi lasami, Berger uzmysławia sobie klęskę, jaka dotknęła kompanie: setki ludzi w koszulach dźwigają inni ludzie (...) Ponad głębokimi parowami światło wycina w sylwetki- nie pomijając zagajników- ohydny świat lasu zamienionego w ciecz. Ciało wyparte do góry, w koszuli również, wynurza się z ramionami zwisającymi jakuz zdejmowanych z krzyża. Za nim ten, który je niesie.
Pierwszy Niemiec zagazowany... To nie Niemiec, to Rosjanin.
Ale niosący jest Niemcem. Zdejmuje maskę, spogląda z nienawiścią na Bergera.
- Co się dzieje? Co? Co? (...) Żołnierz czyni wysiłek całym swoim torsem, uważa, by ciała nie upuścić, a jednak jest brutalny, jak gdyby twarzą Rosjanina chciał cisnąć w twarz Bergera.
Nagłym ruchem ramienia odrzuca w tył zwisającą głowę, która odwraca się, znikają włosy podobne do tytoniu, pojawia się twarz zagazowana, straszliwa. Z szynelu bucha odór gorzki i słodkawy zarazem, ten sam co z połamanych gałęzi. Ruch, sposób, w jaki Niemiec trzyma ciało, wyrażają braterstwo niezdarne i rozpaczliwe.

"6 lipca 1915 pod polskim Bolimowem pierwszy raz w historii ludzkości niszczący żywioł obrócił się przeciw tym, którzy go wyzwolili. Jego ofiarami stali się wszyscy: ci, których miał unicestwić i ci, których celem było unicestwienie. Ludzie ludziom zgotowali ten los, ale kiedy dopełniła się Apokalipsa, przestały istnieć bariery, wyznaczane przez kierunek ataku i barwy mundurów. Żołnierze niemieccy dźwigali na plecach zagazowanych nieprzyjaciół; Rosjanie ratowali wrogów umierających w przeciwnym okopie. Zbratała ich wspólna tragedia oraz świadomość, że pokój jest sprawą istnienia, a nie obszarem walki."



Wiesław Sokołowski zbierając materiały do swojego eseju "Przed Ypres był Bolimów", zaapelował: "niech żywi wskrzeszą umarłych", prosząc o relację naocznych świadków, dokumenty czy jakiekolwiek zapiski. oto kilka z nich.

Franciszek Smoliński z Bolimowa, rocznik dziewięćset piąty. Miał wtedy dziewięć lat.
- W piętnastym roku ojciec, matka, siostra i ja poszliśmy do wsi Smolarnia... Mieszkaliśmy u niejakiego Szymańskiego tuż pod lasem, to był kuzyn ojca, gajowy. Rosjanie mieli kolejkę wąskotorową. Konie po dwa, trzy wagony ciągnęły, w ten sposób dowożono żywność, zmianę wojska na front. Od wsi Smolarnia do okopów było jakieś dwa kilometry, nieraz słyszeliśmy okrzyki z frontu: Hurra, hurra!. 2 lutego w święto Matki Boskiej Gromnicznej, mieliśmy iść na odpust do Miedniewic. Ze Smolarni do Miedniewic było może dwa i pół, a może trzy kilometry. Ja wstałem najwcześniej, wyszedłem na podwórko i wtedy zobaczyłem taki dym ni coś. Wróciłem do domu, krzycząc, że pali się. Wszyscy zerwali się ze snu i wybiegli na podwórze- a to nie był dym, tylko gaz szczypał w oczy. I za jakieś może dziesięć czy piętnaście minut trzy albo cztery wagoniki żołnierzy ruskich wieźli do Żyrardowa, Grodziska, Pruszkowa i wracali kilka razy po nich. My już do Miedniewic na odpust nie poszliśmy, dopiero na wiosnę pojechaliśmy z ojcem do Żyrardowa. - Czy może pan określić dokładnie datę? - Gaz widziałem 2 lutego 1915 roku w godzinach rannych; może była siódma, a może po siódmej. Mieliśmy iść na odpust do Miedniewic (stąd tak dobrze pamiętam ten dzień); tam jest klasztor. Kiedy zobaczyłem gaz, zrezygnowaliśmy z odpustu. - A więc to była zima? - Tak, ale lekka: śniegu nie było, tylko chwilami trochę padał. - Czy dużo pan widział tych zagazowanych i jak wyglądali? - - Jechali w wagonikach załadowanych, ubitych, leżeli jeden na drugim. Ci, co mogli iść- szli. Byli sini, mieli pianę w ustach i pili wodę; widocznie ich to paliło. Wiadrami wynosiliśmy im wodę na drogę.

Stefan Konopczyński mieszkaniec Bolimowa.
W czasie pierwszej wojny tu był stały front. Trwał dziewięć miesięcy. I tutaj, na tym terenie, Niemcy po raz pierwszy puścili gazy bojowe, tzw. chlor. Ustawione butle były w okopach i za pomyślnym wiatrem ten gaz ciągnął. I tutaj wytruto masę żołnierzy rosyjskich, ale powiedziałbym, że nie rosyjskich, bo w większości to byli Polacy tak po stronie Niemów, jak i po stronie Rosjan. Później powtórnie Niemcy użyli gazu bojowego, ale wiatr się od wrócił i Niemcy się potruli. Cała pierwsza linia była wytruta żołnierzy niemieckich. Wyglądali jak Murzyni, czarni, na ustach różowa piana. A ci, co jeszcze żyli, karmieni byli mlekiem.

Jan Woźniacki mieszkańca Milicza.
I wojnę światową pamiętam jak przez mgłę, ale, będąc już starszym chłopakiem przypominam sobie, co o gazie mówił mój ojciec i inni ludzie. Widziałem też, jak z kości padłych od gazu usypano kopiec w pobliżu Miedniewic, około 500 m od klasztoru na obu brzegach strumyka, nad którym kilometr w górę rzeczki stała nasza chata. Ojciec mój opowiadał, że gaz doszedł do naszej chaty, ale nie był już śmiertelnie groźny. Wywoływał łzawienie oczu, a potem zauważono, że nadrzeczne olszyny miejscami miały porażone liście- jakby zardzewiałe.
W zasięgu gazu znalazły się: Nowa Wieś, Kamionka Duża, Wola Szydłowiec, Siarkowiec. Jak daleko był zagazowany teren Bolimowa w górę Rawki- nie wiem, ale był na pewno, gdyż w Guzowie była zawalona trupami zagazowanych obora dla krów należących do pracowników cukrowni. Topografia terenu jest tam taka, że gaz nie mógł dotrzeć do wsi Popielarnia, południowej części wsi Nowa Wieś i Kamionka Duża, ze względu na osłonę tego terenu przez kompleksy lasów, a do Smolarni nie mógł dotrzeć również z uwagi na odległość. Natomiast na północ od wsi Wola Szydłowiecka teren jest bardzo otwarty i tam gaz mógł poczynić jeszcze większe spustoszenia i bodaj uczynił, gdyż skąd by się wzięły zwały trupów w Guzowie? (...)
Nie wydaje mi się, by gaz był użyty zimą, 2 lutego 1915 roku. Z opowiadań mego ojca wynika, że olszyny miały liście. Zimą trupy zagazowanych leżałyby długo na zamarzniętej ziemi, a nic o tym nie słyszałem. Mówiono natomiast o tym, że zakopywano trupy na polach ledwo przysypując je ziemią. Jeszcze przed 11 listopada 1918 roku, ale niedługo przed tą datą, Niemcy oczyszczali teren z trupów zagazowanych żołnierzy rosyjskiej armii, w której było dużo Polaków. W pobliżu klasztoru miedniewickiego wykopano w wysokich grobach dwa olbrzymie doły i do tych dołów wrzucano kości i resztki ciał wykopanych na polach. Kości te zwożono dwukołową skrzynią. Robili to miejscowi chłopi jako szarwarki.
O liczbie złożonych tam ciał świadczą rozmiary obu kurhanów i ich wysokość. Na oko określam rozmiary kurhanów na 20 x 12 x 2 m ponad groble. Oba kurhany połączone były schodkami i kładką przez strumyk. Po lewej stronie strumyka znajdowało się kilka mogił indywidualnych. Na mogiłach były nazwiska dwóch generałów, pułkownika i jeszcze jakichś znaczniejszych oficerów. Dziś tam tylko zostało wgłębienie w kopcu. Na obu kurhanach postawiono po 7 krzyży prawosławnych. Podczas srogiej zimy ktoś zaczął wycinać te krzyże na opał. Druga taka zbiorowa mogiła zagazowanych jest gdzieś na polach dawnego wolińskiego folwarku, tuż pod Guzowem. Cmentarz, który pan oglądał pod leśniczówką Tartak, blisko wsi Mogiły, to cmentarz żołnierzy niemieckich, poległych nad Rawką. Drugi, jeszcze bardziej okazały, jest we wsi Humin. Cmentarze te zostały zbudowane po 1920 roku przez Towarzystwo Grobów Wojennych (może zwące się inaczej), za niemieckie pieniądze. Oba cmentarze niemieckie cechuje duża trwałość; są solidnie zbudowane i obłożone blokami granitów. O cmentarze żołnierzy rosyjskich i polskich nie zatroszczył się pies z kulawą nogą. Jak dzielono dworską ziemię miedniewickiego folwarku, groble z nieboszczykami znalazły się w posiadaniu obdarzonych ziemią. Jakiś czas groble i kurhany były tylko wypasane przez bydło, ale z czasem zaczęto groble rozorywać i siać na nich zboże. Kurhany nie zostały chyba dotąd zaorane, choć nie wiem tego na pewno, ale boki kurhanów zaczęto już podorywać tak, że sypały się z nich kości. (...)
Z tego, co pan napisał wynika, że reprezentuje pan coś, co się nazywa "ZA". Trudno wnioskować gdzie to "ZA" jest skierowane, ale byłbym panu wielce zobowiązany, gdyby pana stowarzyszenie było "ZA" tym, by nie rozorywano kurhanów z kośćmi zagazowanych żołnierzy. Niech spoczywają w spokoju, a gdyby tak spowodować remont tych kurhanów i zabronić ich niszczenia, byłoby to dzieło warte historii. Czy tylko Niemcy mogą mieć porządne cmentarze swoich żołnierzy?

oraz inne:
Chmura dymu szła, słońce wrzeszczało. Krowy trzymały pyski przy ziemi. Kiedy dochodziliśmy do Wiskitek, ledwo przytomny byłem. Przede mną szedł żołnierz, chusteczkę trzymał przy twarzy, nie wiem, czy doszedł, bo minąłem go. Dusiło mnie strasznie, mordowało. Spałem cały dzień, całą noc, a na drugi dzień, nie wiem, czy wstałem, czy nie. Pamiętam tylko jak zaglądali do mnie i pytali, czy żyję.

Jak Wola Miedniewicka, to tam, gdzie zakręt, gdzie teraz krzyż stoi, zwozili zagazowanych. Ci, co byli na pierwszej linii, mówili, że gaz przeszedł nad nimi górą, dopiero zaczął truć drugą i trzecią linię.

To był straszny koniec świata. Leżało to wszystko na ulicach, zwały ludzi. Rozpacz brała człowieka na widok tych nieszczęśników. Ci, co konali, rwali na sobie mundury. Młodzi chłopcy. Za co to? Za co ta wojna?

Widać jak okrutną i zabójczą bronią były gazy bojowe. Oficjalnie mówi się że w II wojnie nie użyto ich gdyż ze względu na zmienność wiatru trudno było kontrować ich obszar działania.
Moim zdaniem była to broń zbyt straszna i po prostu nikt już nie odważył się jej użyć.
Jest tu pewna analogia do bomby atomowej. Użyto jak na razie jej tylko raz w historii ludzkości, (no w zasadzie dwa, oba w Japonii) ale od tamtej pory do dziś nikt się nie odważył.
Skutki broni masowej zagłady są tak samo straszne jak nieobliczalne, a jednocześnie uświadamiają że jeśli obie strony czymś takim dysponują to w takiej wojnie nie ma wygranych.
Awatar użytkownika
trobal
Posty: 1197
Rejestracja: pt mar 13, 2009 9:32 am
Lokalizacja: Puławy
Kontakt:

Re: Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915

Postautor: trobal » pt gru 11, 2009 3:02 pm

Konwencje międzynarodowe zakazują używania broni gazowej. Ostatni udokumentowany przypadek pochodzi z Iraku, który gazami pacyfikował Kurdów. Zmienny wiatr nie ma wielkiego znaczenia gdy gaz uwalnia się z dala od terytorium z którego go użyto (bomby czy pociski artyleryjskie). Przy pierwszym użyciu gazów właśnie sięgnięto po pociski artyleryjskie, z tym, że był to gaz łzawiący i metoda ta miała wspomóc jedynie atakującą piechotę.

Dziś mamy ogromne składowiska gazów bojowych na dnie Bałtyku. Istnieją obawy czy układanie gazociągu nie doprowadzi do uwalniania się tych gazów.

Wracając do czasów pierwszej wojny światowej trzeba zaznaczyć, że na ustalonym froncie, gdzie obie strony miały stworzone całe labirynty okopów, zasieków i pól minowych użycie gazów było mocno utrudnione. Gdy gaz wypuszczany z butli wędrował nad ziemią mógł którąś z linii okopów ominąć, a było ich zwykle kilka. Metodą stosowaną przez lata tej wojny było przygotowanie artyleryjskie natarcia. Wykluczało to zaskoczenie ale niszczyło załogi okopów, zasieki i pola minowe. Statystycznie to właśnie takie przygotowania artyleryjskie pochłaniały więcej ofiar niż gaz. Ostatecznie metoda polegająca na rozpylaniu gazu, która w okresie Wielkiej Wojny była stosowana najczęściej okazała się mało skuteczna w porównaniu z metodami klasycznymi stosowanymi w sposób zmasowany.

Fritz Haber - pomysłodawca użycia chloru w działaniach wojennych - uważał, że od moralności użycia gazów bojowych ważniejsza jest jej skuteczność i tu chyba przegrał. Pierwszą ofiarą chloru w laboratorium Habra był jego współpracownik Otto Sekuła - chemik polecony Fritzowi przez panią Haber. Klara Haber - też zajmująca się chemią naukowo - zawsze pozostawała wrogiem broni chemicznej. Więc jeszcze zanim doszło do pierwszego użycia jej na froncie, broń ta miała już zwolenników i przeciwników, a linia podziału przebiegała między moralnością a skutecznością.

Co do pierwszeństwa użycia broni chemicznej to przypomina się wciąż bitwę pod Legnicą, gdzie broń chemiczną mieli zastosować Mongołowie, jak i jeszcze czasy antyczne ale w obu wypadkach chodzi o użycie związków siarki w nieco mniejszej skali niż kilometry frontu.
zapuszczam wąsy, wyciągam szablę
pędzę na koniu po śmierć i chwałę
a żadna myśl nie mąci w głowie
bo tu emocje podsycają ogień
Dezerter "My Polacy"
Awatar użytkownika
Ezy.Ryder
Posty: 234
Rejestracja: pn mar 16, 2009 10:58 am
Lokalizacja: Izabelin

Re: Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915

Postautor: Ezy.Ryder » pt gru 11, 2009 3:13 pm

Wiesz, konwencje konwencjami, na terenie ZSRR żadne konwencje nie obowiązywały.
Poza tym podczas II wojny już istniały całkiem skuteczne metody przenoszenia gazów bojowych na bezpieczne odległości, więc skuteczność mogła być ogromna.
Gdzieś czytałem że Hitler był wielkim przeciwnikiem stosowania gazów bojowych i osobiście tego zakazał.
Podczas I wojny podtruł się gazem z tego co pamiętam.
Awatar użytkownika
trobal
Posty: 1197
Rejestracja: pt mar 13, 2009 9:32 am
Lokalizacja: Puławy
Kontakt:

Re: Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915

Postautor: trobal » pt gru 11, 2009 3:28 pm

Najważniejsza dziś pozostaje konwencja z 1993 roku.

Jeszcze dopiszę o Fritzu Habrze.
Atak pod Ypres został uznany za wielki sukces i w prasie podporządkowanej propagandzie okrzyczano broń chemiczną jako bardziej humanitarną niż broń konwencjonalna. Fritz otrzymał jako pierwszy naukowiec nominacją oficerską. W nocy po uroczystej nominacji Klara Haber popełniła samobójstwo, mąż jej nie zainteresowany nawet ciałem żony następnego ranka udał się na front wschodni przygotowywać użycie gazu w okolicach Bolimowa. Wiadomo jednak, że przed samobójstwem Klary doszło do gwałtownej sprzeczki między małżonkami oraz, że Klara oddała dwa strzały z pistoletu męża - drugi we własne serce. Po otrzymaniu nagrody Nobla Haber pewien był swoich wpływów i nadal prowadził badania nad bronią chemiczną. Już w latach dwudziestych zwrócić miał uwagę na Adolfa Hitlera i usiłował nawiązać z nim kontakt. Do spotkania nigdy nie doszło. Jednak przemysł chemiczny wyprodukował jeszcze pewne ilości nowych gazów, które nigdy nie zostały użyte. Zapasy te spoczęły na dnie Bałtyku bądź w podziemiach kopalnianych na Śląsku.
zapuszczam wąsy, wyciągam szablę
pędzę na koniu po śmierć i chwałę
a żadna myśl nie mąci w głowie
bo tu emocje podsycają ogień
Dezerter "My Polacy"
Awatar użytkownika
Ezy.Ryder
Posty: 234
Rejestracja: pn mar 16, 2009 10:58 am
Lokalizacja: Izabelin

Re: Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915

Postautor: Ezy.Ryder » pt gru 11, 2009 3:39 pm

No to ostatnie jest szczególnie realne.
Słyszałem od kogoś pewną relację.
Rzecz się działa na terenie Walimia.
Na jeden z posesji był taki jakby otwór w ziemi, który ogólnie służył za śmietnik.
Kiedyś syn właścicieli z kolegą postanowili to zbadać i zeszli do środka.
Okazało się że to jakby otwór wentylacyjny sporej sali w ścianie której był też otwór.
powiększyli otwór i weszli do drugiego pomieszczenia. Efekt był taki że wieczorem wylądowali w szpitalu z objawami silnego zatrucia.
Właściciele zasypali ów otwór aby podobne sytuacje się nie powtórzyły.
Musi zatem coś tam być...
fuchsi
Posty: 431
Rejestracja: ndz sie 29, 2010 9:32 am

Re: Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915

Postautor: fuchsi » ndz wrz 19, 2010 11:51 am

Dzien dobry,
duzo do czytania. I za to jeszcze mnie calkowite nie znane. Moze tu podaje informacj,e ktora czytalem w niemieckim forum, opisujac produkcje i miejsce gazu az do likwidacji...........
http://www.lostplaces.de/munster-kampftstoffe.html
pozdrawiam
Günther
Auf ferner, fremder Aue, da liegt ein toter Soldat,
ein ungezählter, vergeßner, wie brav er gekämpft auch hat.
Awatar użytkownika
jazlowiak
Posty: 7
Rejestracja: wt mar 06, 2012 2:25 pm

Re: Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915

Postautor: jazlowiak » wt mar 06, 2012 2:36 pm

Żyrardów znajdujący się po rosyjskiej stronie frontu zamienił się w jeden wielki szpital. I choć część zatrutych gazem odesłano do Warszawy, to i tak wozy sanitarne i taborowe dzień i noc zwoziły rannych i zabrakło miejsc w szpitalach. "Pewnego pięknego majowego dnia na dziedzińcach szkół żyrardowskich - napisał w książce "Mój Żyrardów" Paweł Hulka - Laskowski - poukładano setki żołnierzy potrutych gazami. Biedni ci ludzie leżeli pokotem na ziemi w swoich znoszonych i brudnych szynelach, a nieliczni lekarze z siostrami Czerwonego Krzyża chodzili śród nich i rozkładali ręce bezradnie. Nie było środków opatrunkowych, brakło wyszkolonego personelu, aby ratować potrutych. Umierali na ziemi spokojnie, cicho, bez buntu, całymi dziesiątkami". „To był istny koniec świata. Leżało to wszystko na ulicach. Zwały ludzi. Rozpacz brała człowieka na widok tych nieszczęśników. Ci co konali rwali na sobie mundury. Młodzi chłopcy. Za co to? Za co ta wojna?”.

Po ataku gazowym w Żyrardowie zapanowała psychoza gazowa. Najmniejsza chmurka albo - co gorzej - mgła wywoływała panikę. Mieszkańcy miasta zaczęli pośpiesznie robić opaski i tampony z waty na nos i usta, które nasycone octem miały chronić przed zabójczym działaniem gazu.

Polowe szpitale dla potrutych zorganizowano w Guzowie (budynki cukrowni), Szymanowie i Radziwiłce.

Ogromna ilość poległych powodowała, że Rosjanie stanęli przed koniecznością ich szybkiego grzebania. Jedynym wyjściem było kopanie ogromnych rowów i chowanie poległych w tzw. „bratnich” mogiłach. Po atakach gazowych powstały takie ogromne zbiorowe groby w Wiskitkach, Miedniewicach i Guzowie. „Jak składaliśmy ich do grobów, to wszystko było w rozkładzie. Myśmy podostawali takie prymki do ssania i papierosy do palenia z takim kadzidłem. (...) Rów wykopali jak stąd do stodoły. Pop ruski święcił, odmawiał (...) Jedna warstwę walili głowami, drugą nogami, to takich warstw było chyba ze cztery; co nawalili, oproszkowali, skarbolowali, wywapnowali, to znów następnych kładli”. „ Jak Wola Miedniewiecka, to tam gdzie zakręt gdzie tam teraz krzyż stoi, to tam zwozili tych zagazowanych. Ci co byli na pierwszej linii mówili, że gaz przeszedł nad nimi górą, dopiero zaczął truć drugą i trzecią linię (…)”– tak wspominali chowanie poległych okoliczni mieszkańcy.

Wróć do „I wojna światowa”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości