Walki pod Bolimowem w latach 1914 - 1915
: pn lip 06, 2009 10:44 pm
Pierwsza wojna światowa w 1914 roku zmieniała szybko swój charakter z manewrowej na pozycyjną. W przypadku okolic Bolimowa wyglądało to następująco:
Dwie rosyjskie armie po początkowych sukcesach (w wojnie manewrowej) przygotowały się do uderzeń na Wrocław i Poznań. Nie dość, że w ten sposób stworzyły lukę między sobą to zupełnie nie współdziałały z siłami nastawionymi na zdobycie Królewca. Ten drugi odcinek (pomiędzy Włocławkiem i Kutnem) zajmowały jedynie dwa rosyjskie korpusy. Ich rozbicie umożliwiłoby by Niemcom przejście na tyły armii przygotowujących się do wznowienia marszu na Częstochowę. Słabe siły nie oznaczały jednak braku jakichkolwiek sił. Jedną z jednostek rosyjskich był tu 6 Korpus Syberyjski - jednostka elitarna. Dlatego też atak Niemców choć przyniósł sukces terytorialny to nie pozwolił na przejście na tyły przeciwnika. W dniach 11 - 24 listopada 1914 roku front zatrzymał się na linii rzek Rawka i Bzura.
Okres walk pozycyjnych.
Od tego właściwie momentu ten fragment frontu przestał grać kluczową rolę w działaniach obu stron. Ochrona dróg (także żelaznych) nie dowodzi wg mnie, że był to odcinek o szczególnym znaczeniu. Drogi można było obejść, a normalnej szerokości tory i tak nie szły dalej z Warszawy na wschód. Podobnie dość wyglądała sytuacja pod Ypres na froncie zachodnim - po pierwszym niepowodzeniu Niemieckim w bitwie będącej elementem tzw. wyścigu do morza Ypres przestało odgrywać większą rolę. Dlaczego o tym wspominam? I okolice Ypres i okolice Bolimowa stały się polami doświadczalnymi w stosowaniu broni masowego rażenia. Pierwszeństwo Ypres można tłumaczyć niemieckim planem wojennym, który zakładał szybkie zwycięstwo na zachodzie, a dopiero później skierowanie wszystkich sił na wschód. Ale równie dobrze mogło chodzić o pogodę, a szczególnie kierunek wiatru.
Pierwszym chemicznym środkiem bojowym był gaz łzawiący. Test pod Ypres w 1914 roku przeszedł bez echa. Brytyjczycy nawet nie zauważyli że jest to atak przeprowadzony pociskami zawierającymi gaz. Gdy w lutym 1915 roku powtórzono taki sam atak w okolicach Bolimowa zapamiętano tu tylko szczególne nasilenie ognia artyleryjskiego i ogromne zniszczenia poczynione przez pociski. Niemcy ucząc się na własnych błędach użyli tu większej liczby pocisków i dział. Tylko strona rosyjska nie była poinformowano o zawartości pocisków nie zwróciła na nie uwagi. Nadal jednak przeważały tu pociski tradycyjne, być może mające ukryć te z gazem. Podczas mrozu jaki wówczas panował gaz prawie się nie uwalniał z pojemników. Te doświadczenia sprawiły, że zarzucono pomysł używania gazów łzawiących. Ich zaletą miało być to że jednocześnie można było prowadzić atak piechoty na pozycje przeciwnika, który na krótko ale właśnie w tym momencie miał być oślepiony.
Podobnie sprawę skutków ataku chemicznego swojego pomysłu przedstawiał prof. Fritz Haber. Tylko skutki ataku miały być mocniej odczuwane. Proponował użycie chloru w postaci ciekłej. Opary chloru opadając miały najskuteczniej działać w okopach. Za jego chmurą mogli zaś postępować piechurzy dobijając zdolnych jeszcze do walki przeciwników. Przygotowania do użycia pod Bolimowem chloru rozpoczęto jeszcze w kwietniu. Co prawda nie tu przewidziano przeprowadzenie eksperymentu ale dowództwo frontu południowego nie było zainteresowane dostosowaniem daty ataku do warunków pogodowych. 36 pułk artyleryjski zajmujący się bronią gazową przerzucono więc na odcinek pod Bolimowem, gdzie nie planowano ofensywy, a jedynie działania wiążące siły rosyjskie. Podobnie jak za pierwszym razem na tym odcinku przygotowano więcej środków bojowych niż pod Ypres. Przygotowania może i nie uszły uwadze Rosjan ale broń ta w zasadzie nie była jeszcze uważana za szczególnie niebezpieczną. Zastosowana pod Ypres pozwoliła Niemcom na przeprowadzenie skutecznego ataku (22 kwietnia 1915) ale głównie z powodu paniki jaka wybuchła w szeregach francuskich. Szacuje się, że ofiar po stronie Ententy w tej bitwie było poniżej 2 tysięcy, a może nawet poniżej tysiąca. Za to całkowitą liczbę ofiar poniesionych przez wojska francuskie i brytyjskie w tej bitwie szacuje się nawet na 12 tysięcy. Inne źródła podają, że Brytyjczycy utracili w tym ataku 15 tys. żołnierzy z czego 33% zmarło. Użyto tam 180 t ciekłego chloru. W ok. 5 min powstał obłok o wysokości 2 m i głębokości 600 - 800 m. Ponieważ strona niemiecka nie spodziewała się aż takiego sukcesu poprzestała na przesunięciu frontu w tym miejscu o 4 - 6 km. Niemcom zabrakło odwodów by zająć większy obszar.
Pod Bolimowem oczekiwanie na właściwą pogodę trwało do końca maja. Do tego czasu przygotowano 264 tony ciekłego chloru. Rozmieszczono go w butlach na odcinku 12 km. Minął już ponad miesiąc od pierwszego użycia w warunkach bojowych gazu, a jeszcze żadna ze stron nie wyposażyła swoich żołnierzy w środki ochrony. Jedynie 36 pułk posiadał aparaty tlenowe. Atak rozpoczął się ok. 4, czyli jeszcze w nocy. Chmura wg opisów osiągnęła wysokość 6 m. Niewielu z żołnierzy carskich wpadło na pomysł osłonięcia ust i nosa mokrymi chustami i wejścia ponad chmurę (na drzewa czy dachy domów). Większość sądząc, że to zasłona dymna zeszła do okopów. Najwyraźniej jednak prowadzono jakąś akcję szkoleniową, gdyż można natrafić na relację w której osoba cywilna opowiada jak żołnierze uciekając wraz z nią z obszaru skażonego okrywali ją by nie ucierpiała. Wszyscy ci żołnierze choć trafili do szpitala, zmarli. Statystyki dotyczące ofiar ataku z ostatniego maja nie są zgodne. Przyjmuje się, że zginęło ok. 9100 żołnierzy. Nikt nie policzył ofiar cywilnych. Nie sprawdzone źródła podają liczbę zmarłych żołnierzy - 11 tys., oficjalne zaś poruszają się pomiędzy 1500 a 2100. Zmarłych ze względu na liczbę zdecydowano się pochować w mogiłach zbiorowych w miejscowościach: Wiskitki, Miedniewice i Guzów. Najpierw jednak prowadzono akcję pomocy rannym. Tych było tak wielu, że zaczęto ich wozami wyprawiać z Żyrardowa do Warszawy - w Żyrardowie nie było już miejsca w którym można by ich położyć. Ciała zmarłych w momencie chowania już ulegały rozkładowi.
Militarnie atak z 31 maja 1915 roku był bez znaczenia. Chmura gazów przeszła nad okopami pierwszej linii i jej żołnierze odpierali atak do czasu nadejścia posiłków. Front ani drgnął. Dlatego zdecydowano się zapewne na ponowny atak chemiczny. Tym razem objął on linię frontu o długości tylko 4 km. Obie strony już posiadały środki ochrony, a żołnierzy przeszli już szkolenie w dziedzinie zachowania w przypadku ataku. Najważniejszą postacią po stronie niemieckiej był pomysłodawca użycia chloru - prof. Haber. Wraz z żołnierzami podążał za chmurą gazową by zobaczyć na własne oczy działanie gazu oraz by opracować metody selekcjonowania rannych porażonych chlorem. Tu podstawowym źródłem są wspomnienia jego adiutanta, a ważnym dodatkiem informacja o przyznaniu profesorowi w 1918 roku nagrody Nobla (za prace w dziedzinie syntezy amoniaku). Ofiar było tym razem dużo mniej. Front znów się nie przesunął.
Trzeci i ostatni atak na tym odcinku frontu przeprowadzono w nocy z 6 na 7 lipca 1915 roku. Ponownie szerokość chmury gazowej wynosiła ok. 12 km. Po przejściu przez pierwszą linię okopów zostały one przez siły niemieckie zdobyte. Ale na bardzo krótko, ponieważ zaraz wiatr zmienił kierunek i chmura zawróciła. Oficjalnie strona niemiecka podała podała liczbę 1200 żołnierzy poległych w wyniku działania chloru. Wszyscy zmarli pozostali w okopach i tak ich zasypano by ukryć całą sprawę przed resztą żołnierzy armii niemieckiej. Ekshumacji dokonano dopiero po 20 lipca 1915 roku gdy armia rosyjska wycofała się obawiając się okrążenia.
Pozostały tylko groby. Ogólnie liczbę poległych w wyniku stosowania broni chemicznej szacuje się na kilkanaście tysięcy (do 20 tys.), brak jest dokładnych rachunków. Największymi mogiłami pozostają te z Guzowa, Miedniewic i Wiskitek powstałe po pierwszym ataku. Niejasna pozostaje kwestia rannych, którzy zmarli w Żyrardowie - gdzie ich chowano?
W Bolimowie znajduje się dzwon sporządzony z przeciętego pojemnika na ciekły chlor.
Dwie rosyjskie armie po początkowych sukcesach (w wojnie manewrowej) przygotowały się do uderzeń na Wrocław i Poznań. Nie dość, że w ten sposób stworzyły lukę między sobą to zupełnie nie współdziałały z siłami nastawionymi na zdobycie Królewca. Ten drugi odcinek (pomiędzy Włocławkiem i Kutnem) zajmowały jedynie dwa rosyjskie korpusy. Ich rozbicie umożliwiłoby by Niemcom przejście na tyły armii przygotowujących się do wznowienia marszu na Częstochowę. Słabe siły nie oznaczały jednak braku jakichkolwiek sił. Jedną z jednostek rosyjskich był tu 6 Korpus Syberyjski - jednostka elitarna. Dlatego też atak Niemców choć przyniósł sukces terytorialny to nie pozwolił na przejście na tyły przeciwnika. W dniach 11 - 24 listopada 1914 roku front zatrzymał się na linii rzek Rawka i Bzura.
Okres walk pozycyjnych.
Od tego właściwie momentu ten fragment frontu przestał grać kluczową rolę w działaniach obu stron. Ochrona dróg (także żelaznych) nie dowodzi wg mnie, że był to odcinek o szczególnym znaczeniu. Drogi można było obejść, a normalnej szerokości tory i tak nie szły dalej z Warszawy na wschód. Podobnie dość wyglądała sytuacja pod Ypres na froncie zachodnim - po pierwszym niepowodzeniu Niemieckim w bitwie będącej elementem tzw. wyścigu do morza Ypres przestało odgrywać większą rolę. Dlaczego o tym wspominam? I okolice Ypres i okolice Bolimowa stały się polami doświadczalnymi w stosowaniu broni masowego rażenia. Pierwszeństwo Ypres można tłumaczyć niemieckim planem wojennym, który zakładał szybkie zwycięstwo na zachodzie, a dopiero później skierowanie wszystkich sił na wschód. Ale równie dobrze mogło chodzić o pogodę, a szczególnie kierunek wiatru.
Pierwszym chemicznym środkiem bojowym był gaz łzawiący. Test pod Ypres w 1914 roku przeszedł bez echa. Brytyjczycy nawet nie zauważyli że jest to atak przeprowadzony pociskami zawierającymi gaz. Gdy w lutym 1915 roku powtórzono taki sam atak w okolicach Bolimowa zapamiętano tu tylko szczególne nasilenie ognia artyleryjskiego i ogromne zniszczenia poczynione przez pociski. Niemcy ucząc się na własnych błędach użyli tu większej liczby pocisków i dział. Tylko strona rosyjska nie była poinformowano o zawartości pocisków nie zwróciła na nie uwagi. Nadal jednak przeważały tu pociski tradycyjne, być może mające ukryć te z gazem. Podczas mrozu jaki wówczas panował gaz prawie się nie uwalniał z pojemników. Te doświadczenia sprawiły, że zarzucono pomysł używania gazów łzawiących. Ich zaletą miało być to że jednocześnie można było prowadzić atak piechoty na pozycje przeciwnika, który na krótko ale właśnie w tym momencie miał być oślepiony.
Podobnie sprawę skutków ataku chemicznego swojego pomysłu przedstawiał prof. Fritz Haber. Tylko skutki ataku miały być mocniej odczuwane. Proponował użycie chloru w postaci ciekłej. Opary chloru opadając miały najskuteczniej działać w okopach. Za jego chmurą mogli zaś postępować piechurzy dobijając zdolnych jeszcze do walki przeciwników. Przygotowania do użycia pod Bolimowem chloru rozpoczęto jeszcze w kwietniu. Co prawda nie tu przewidziano przeprowadzenie eksperymentu ale dowództwo frontu południowego nie było zainteresowane dostosowaniem daty ataku do warunków pogodowych. 36 pułk artyleryjski zajmujący się bronią gazową przerzucono więc na odcinek pod Bolimowem, gdzie nie planowano ofensywy, a jedynie działania wiążące siły rosyjskie. Podobnie jak za pierwszym razem na tym odcinku przygotowano więcej środków bojowych niż pod Ypres. Przygotowania może i nie uszły uwadze Rosjan ale broń ta w zasadzie nie była jeszcze uważana za szczególnie niebezpieczną. Zastosowana pod Ypres pozwoliła Niemcom na przeprowadzenie skutecznego ataku (22 kwietnia 1915) ale głównie z powodu paniki jaka wybuchła w szeregach francuskich. Szacuje się, że ofiar po stronie Ententy w tej bitwie było poniżej 2 tysięcy, a może nawet poniżej tysiąca. Za to całkowitą liczbę ofiar poniesionych przez wojska francuskie i brytyjskie w tej bitwie szacuje się nawet na 12 tysięcy. Inne źródła podają, że Brytyjczycy utracili w tym ataku 15 tys. żołnierzy z czego 33% zmarło. Użyto tam 180 t ciekłego chloru. W ok. 5 min powstał obłok o wysokości 2 m i głębokości 600 - 800 m. Ponieważ strona niemiecka nie spodziewała się aż takiego sukcesu poprzestała na przesunięciu frontu w tym miejscu o 4 - 6 km. Niemcom zabrakło odwodów by zająć większy obszar.
Pod Bolimowem oczekiwanie na właściwą pogodę trwało do końca maja. Do tego czasu przygotowano 264 tony ciekłego chloru. Rozmieszczono go w butlach na odcinku 12 km. Minął już ponad miesiąc od pierwszego użycia w warunkach bojowych gazu, a jeszcze żadna ze stron nie wyposażyła swoich żołnierzy w środki ochrony. Jedynie 36 pułk posiadał aparaty tlenowe. Atak rozpoczął się ok. 4, czyli jeszcze w nocy. Chmura wg opisów osiągnęła wysokość 6 m. Niewielu z żołnierzy carskich wpadło na pomysł osłonięcia ust i nosa mokrymi chustami i wejścia ponad chmurę (na drzewa czy dachy domów). Większość sądząc, że to zasłona dymna zeszła do okopów. Najwyraźniej jednak prowadzono jakąś akcję szkoleniową, gdyż można natrafić na relację w której osoba cywilna opowiada jak żołnierze uciekając wraz z nią z obszaru skażonego okrywali ją by nie ucierpiała. Wszyscy ci żołnierze choć trafili do szpitala, zmarli. Statystyki dotyczące ofiar ataku z ostatniego maja nie są zgodne. Przyjmuje się, że zginęło ok. 9100 żołnierzy. Nikt nie policzył ofiar cywilnych. Nie sprawdzone źródła podają liczbę zmarłych żołnierzy - 11 tys., oficjalne zaś poruszają się pomiędzy 1500 a 2100. Zmarłych ze względu na liczbę zdecydowano się pochować w mogiłach zbiorowych w miejscowościach: Wiskitki, Miedniewice i Guzów. Najpierw jednak prowadzono akcję pomocy rannym. Tych było tak wielu, że zaczęto ich wozami wyprawiać z Żyrardowa do Warszawy - w Żyrardowie nie było już miejsca w którym można by ich położyć. Ciała zmarłych w momencie chowania już ulegały rozkładowi.
Militarnie atak z 31 maja 1915 roku był bez znaczenia. Chmura gazów przeszła nad okopami pierwszej linii i jej żołnierze odpierali atak do czasu nadejścia posiłków. Front ani drgnął. Dlatego zdecydowano się zapewne na ponowny atak chemiczny. Tym razem objął on linię frontu o długości tylko 4 km. Obie strony już posiadały środki ochrony, a żołnierzy przeszli już szkolenie w dziedzinie zachowania w przypadku ataku. Najważniejszą postacią po stronie niemieckiej był pomysłodawca użycia chloru - prof. Haber. Wraz z żołnierzami podążał za chmurą gazową by zobaczyć na własne oczy działanie gazu oraz by opracować metody selekcjonowania rannych porażonych chlorem. Tu podstawowym źródłem są wspomnienia jego adiutanta, a ważnym dodatkiem informacja o przyznaniu profesorowi w 1918 roku nagrody Nobla (za prace w dziedzinie syntezy amoniaku). Ofiar było tym razem dużo mniej. Front znów się nie przesunął.
Trzeci i ostatni atak na tym odcinku frontu przeprowadzono w nocy z 6 na 7 lipca 1915 roku. Ponownie szerokość chmury gazowej wynosiła ok. 12 km. Po przejściu przez pierwszą linię okopów zostały one przez siły niemieckie zdobyte. Ale na bardzo krótko, ponieważ zaraz wiatr zmienił kierunek i chmura zawróciła. Oficjalnie strona niemiecka podała podała liczbę 1200 żołnierzy poległych w wyniku działania chloru. Wszyscy zmarli pozostali w okopach i tak ich zasypano by ukryć całą sprawę przed resztą żołnierzy armii niemieckiej. Ekshumacji dokonano dopiero po 20 lipca 1915 roku gdy armia rosyjska wycofała się obawiając się okrążenia.
Pozostały tylko groby. Ogólnie liczbę poległych w wyniku stosowania broni chemicznej szacuje się na kilkanaście tysięcy (do 20 tys.), brak jest dokładnych rachunków. Największymi mogiłami pozostają te z Guzowa, Miedniewic i Wiskitek powstałe po pierwszym ataku. Niejasna pozostaje kwestia rannych, którzy zmarli w Żyrardowie - gdzie ich chowano?
W Bolimowie znajduje się dzwon sporządzony z przeciętego pojemnika na ciekły chlor.