Cmentarz żydowski - Kazimierz Dolny (pow. puławski)

Awatar użytkownika
trobal
Posty: 1197
Rejestracja: pt mar 13, 2009 9:32 am
Lokalizacja: Puławy
Kontakt:

Cmentarz żydowski - Kazimierz Dolny (pow. puławski)

Postautor: trobal » czw kwie 23, 2009 8:39 pm

Cmentarz powstał w 1851 roku. Mieści się na zboczu wąwozu na Czerniawach. Tak jak większość kirkutów na terenach okupowanych przez Niemców uległ zniszczeniu. To co można obecnie na nim zobaczyć to lapidarium z ocalałymi macewami oraz znajdującymi się na terenie cmentarza pojedynczymi płytami.
kdkirkut.jpg
kdkirkut.jpg (223.14 KiB) Przejrzano 1490 razy
Nie był to jedyny cmentarz żydowski w Kazimierzu. Starszy znajdował się na terenie obecnego boiska szkolnego. Ten używany był przez parę wieków. Znajdowały się na nim pochówki ważnych postaci dla kultury żydowskiej. Choć już w okresie międzywojennym był zaniedbany to przyciągał pielgrzymki Żydów oraz turystów. W murze otaczającym szkołę pozostawiono fragmenty macew w celu utrwalenia w świadomości społecznej historii tego miejsca.

Zniszczenia cmentarzy okupanci dokonywali rękoma Żydów. Macewy musieli oni wyrywać własnoręcznie z ziemi. Cel zniszczenie to właśnie zatarcie śladów po całej społeczności. Dziwnym trafem Niemcy posłuchali rady polskiego artysty Antoniego Michalaka i zamiast skuwać i zacierać napisy na macewach używanych do brukowania chodników położyli je tylko niezapisaną stroną ku górze. Miało to zaoszczędzić im pracy i przyspieszyć całą akcję likwidacji cmentarzy. To ocaliło wiele szczególnie pięknych tablic. Na cmentarzu znajdują się nie tylko macewy kazimierskie. Są tam i pochodzące np z Puław. Tu jeszcze parę lat temu odnaleziono kawałki tablic w fundamentach rozbieranego budynku.

O samym Kazimierzu często mówiono, że to żydowskie miasteczko. Faktem jest, że Żydzi pojawili się tu już w XIIIw. Relacje osób odwiedzających to miasto przed wojną potwierdzają taką opinię. Jedynie statystyki jej zaprzeczają. W okresie międzywojennym Żydzi nigdy nie stanowili większości mieszkańców Kazimierza. Skupieni byli blisko rynku więc mogło powstawać wrażenie ich przewagi liczebnej. W pewien sposób wpłynęli na wygląd rynku. Lokując swoje sklepy w podcieniach i zamykając je drewnianymi ścianami sprawili, że w odczuciu części turystów rynek po wojnie wypiękniał ale jednocześnie zniknął gdzieś dawny klimat miasta. Miasta które było od Małego Rynku w stronę Skowieszynka i Czerniaw miastem drewnianym - tu była dzielnica żydowska. Warto też dodać, że Kazimierz był otoczony sadami śliwkowymi. Wiele z tych sadów była dzierżawiona Żydom, którzy wiele czasu spędzali w nich pilnując drzew i owoców. Byli więc obecni nie tylko w samym centrum.
W mieście rozwijał się ruch chasydzki i istniał dwór cadyka szczególnie miłującego i praktykującego muzykowanie. Działo to się już w wieku XIX. Prawdopodobnie w 1827 roku do Kazimierza przybył jeden z uczniów Widzącego z Lublina: Ezechiel ben Cwi-Hirsz Taub. Zaraz wokół niego powstał dwór chasydzki. Filozofia Tauba i dziś byłaby "na czasie". On i jego uczniowie czcili życie, przyrodę i Pana. Czcili w sposób radosny bo cadyk powiedział " Nie mogę odczuwać radości szabatu bez nowej melodii". Wiele z powstałych na dworze Tauba pieśni jest i dziś znanych i wykonywanych. Gdy zmarł (1857 r.) pochowano go na starym kirkucie w Kazimierzu. Jego dzieci rozeszły się zakładając następne dwory i kontynuując dzieło ojca. Zaś do grobu cadyka z Kazimierza przybywali chasydzi po radę (tradycja zostawiania na grobie kartek z prośbami do zmarłego dotąd jest kultywowana przez Żydów, np. w Kocku). Właśnie w kontekście tego dworu chasydzkiego i Kazimierza Dolnego widzę ogromne powinowactwo tradycji z malarstwem Chagalla (ale to już prywatne odczucie autora tekstu).

Dotąd żyje legenda o miłości króla Kazimierza Wielkiego i Esterki.
Parochet pięknej Estery

Jedną z pierwszych legend, jakie poznałem w dzieciństwie, była niezwykła historia miłości króla Kazimierza Wielkiego i pięknej Żydówki Estery. Jej wypadki toczyły się w scenerii doskonale mi znanej: w romantycznej scenerii Kazimierza nad Wisłą.

To niezwykłe miasteczko, pełne zabytkowych kamieniczek i malowniczych drewnianych ruder, nad którymi wypiętrzały się ku niebu domy wokół Rynku, było jeszcze wówczas gęsto zamieszkane przez społeczność żydowską, a u stóp wyniosłej Góry Trzech Krzyży, na początku ul. Lubelskiej, stała przysadzista, pokryta gontowym dachem murowana synagoga, w której od setek lat wisiała piękna, pozłocista zasłona zwana parochetem. Jak wieść nios zasłonę tę haftowała sama Estera.

Jak było z kazimierskim pochodzeniem Estery, do dzisiaj nie wiadomo. Niektórzy twierdzą, że naprawdę pochodziła z Opoczna na Kielecczyźnie. Kazimierscy Żydzi wybuchali gniewem, kiedy ktoś wspominał o Opocznie. Dla nich nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że Estera była córką tutejszego biednego krawca Rafaela, który obarczony liczną gromadą dzieci cierpiał wielki niedostatek. Ale wszystko się w jego życiu zmieniło, gdy na jego pięknej, najstarszej córce spoczęło łaskawe oko królewskie.

Tak wielką miłością zapałał do czarnowłosej Estery król Kazimierz, że zabrał ją do swego zamku na wzgórzu. A z czasem wybudował dla niej osobny zamek w niedalekiej Bochotnicy. A potem jeszcze z wdzięczności za to, że powiła mu dwóch dorodnych synów, Niemira i Pełkę, nakazał swoim architektom wznieść w miasteczku piękną synagogę, aby Estera i jej współwyznawcy mieli gdzie się modlić.

Kiedy król wyjeżdżał z Kazimierza, żeby załatwić w Krakowie sprawy państwowe lub, gdy wyruszał na wojenne wyprawy, stęskniona Estera skracała sobie chwile oczekiwania haftowaniem wspaniałego parochetu; zasłony mającej okrywać umieszczone na ołtarzu świątyni rodały, na których nawinięte były zwoje Tory. Złotymi nićmi- specjalnie zamówionymi przez króla u jego złotnika w Hiszpanii wyszywała na ciężkiej jedwabnej materii wizerunek fantastycznego węża, który niegdyś w raju kusił Ewę. Wokół węża kłębiły się wspaniałe ornamenty. A wyżej - unosiły się królewskie korony.

Tutejsi żydzi określali Esterę żydowskiej królowej. Byli dumni z pozycji, jaką zajmowała u boku słynnego władcy, co zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną.

M. Derecki, Mój Kazimierz, Gazeta w Lublinie, Lublin 1999
Dziś pozostały jedynie ślady: budynek synagogi i znajdujący się obok niego drewniany budynek w którym znajdowały się żydowskie jatki. Oraz macewy, szczególnie te w wąwozie na Czerniawach.
kdsynagoga.jpg
kdsynagoga.jpg (212.39 KiB) Przejrzano 1490 razy
Lapidarium na Czerniawach, autorstwa inż. Tadeusza Augustynka powstało w latach osiemdziesiątych. Zamiast jednolitej ściany składa się z dwóch części. Pęknięcie między nimi odnosi się do tragedii która zakończyła boleśnie istnienie społeczności żydowskiej w Kazimierzu jak i jej nekropolii. Zachowano na nim podział ze względu na płeć stosowany na cmentarzach żydowskich. Prawa strona ściany zawiera płyty z pochówków mężczyzn, lewa kobiet. Odwiedzający zapewne zauważą kamienie na macewach. Pozostawiają je zgodnie ze swoją tradycją odwiedzający te miejsca Żydzi. Bywa i tak, że zostawiają świeczki - najczęściej z tyłu lapidarium. Zadumie niewątpliwie sprzyja półmrok panujący w tym miejscu wzmocniony ścianą lapidarium.

Zapraszam do oglądania zdjęć z kazimierskiego kirkutu w Galerii.
zapuszczam wąsy, wyciągam szablę
pędzę na koniu po śmierć i chwałę
a żadna myśl nie mąci w głowie
bo tu emocje podsycają ogień
Dezerter "My Polacy"

Wróć do „Kirkuty”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości