Początkowo Litwini ustępowali bez walki, ale we wrześniu podjęli zorganizowane natarcie. Uderzenie litewskie nie tyle zaskoczyło co zdziwiło naszego dowódcę, majora Skrzyńskiego, który relacjonował później:Dtwo Armii wychodzi z założenia, że te obszary, które przed ofensywą bolszewicką były w posiadaniu polskim, należą w dalszym ciągu do Polski. Jeżeli bolszewicy przekazali władzę Litwinom, to należy drogą ugodową wymóc ich wycofanie, stawiając krótkoterminowe ultimatum, grożące rozbrojeniem. W ostateczności należy z całą stanowczością rozbrajać te oddziały litewskie, które dobrowolnie nie opuszczają polskich obszarów.
Po serii litewskich ataków odpieranych przez Polaków przystąpiono do negocjacji. 7 października podpisano tzw. umowę suwalską, która określiła przebieg granicy - co ciekawe, dziś granica z Litwa na tym odcinku pozostaje w zgodzie z ustaleniami umowy.Na początku rozmowy wyraziłem zdziwienie z powodu napadu bez wypowiedzenia wojny i wyraziłem przypuszczenie, że prawdopodobnie powstało tu jakieś nieporozumienie. Zażądałem sprawdzenia [tego] telefonicznie w Kownie. Dowódca litewski zgodził się ze mną i wysłał z meldunkiem żołnierza. Staliśmy przez dłuższy czas, rozmawiając ze sobą przyjaźnie i spokojnie. W pewnej chwili nadjechał na zgrzanym koniu od strony Berżnik kawalerzysta litewski, coś na boku zameldował oficerowi litewskiemu i ten, podchodząc i salutując powiedział mi – panie majorze, otrzymałem rozkaz do dalszego natarcia
Ciekawy artykuł Krzysztofa Skłodowskiego w lokalnej prasie.