Spacery po Brodnickim Pojezierzu
: pn wrz 21, 2015 4:01 pm
Mimo że nie można tam dojechać tak jak nakazywałby rozsądek, że daleko, że na dojazd potrzebny długi czas... to bardzo warto.
Miło jest bowiem podziwiać teren nieprzekształcony a tak w różnorodność bogaty. Spacerować nad jeziorami, tropiąc i strzelając aparatem do różnorodnej zwierzyny, odpoczywać na polanach, nasłuchując bacznie odgłosów boru.
Jeśli chodzi o Pojezierze Brodnickie to jest to mezoregion w obrębie większej jednostki, o nazwie bardziej obrazowej: Pojezierze Chełmińsko - Dobrzyńskie. Kraina 100 jezior, małe mazury. Ale trzeba zaznaczyć, że kraina ta oddalona od Płocka tylko o 100 km, pozostaje dla turysty trudno dostępna. Stało się tak za sprawą dewastacji linii kolejowej Płock - Brodnica, zupełnie nieczynnej dla podróżnych na północ od Sierpca. Aby tam dojechać, bez roweru niestety, trzeba się w Sierpcu z szynobusu przesiąść na autobus. W efekcie w Brodnicy można być najwcześniej o 11.00, świtkiem pod południe.
Nie zważając na opisane trudności, wybraliśmy się tam z Anią w ubiegłym tygodniu, na mały spacer.
Obszar "peregrynacji" zawęziliśmy do Brodnickiego Parku Krajobrazowego - terenów położonych w bezpośrednim, północnym sąsiedztwie Brodnicy. Samo miasto trzeba było szybko opuścić, bo zatłoczone i zakorkowane raczej turystów odstrasza. Na szczęście trwa budowa obwodnicy. Niebieskim szlakiem ruszyliśmy nad jez. Niskie Brodno, gdzie przywitała nas, niedaleko młyna, cała rodzina sympatycznych łabędzi. Nie było o czym z nimi pogadać, zajęte one bardzo posiłkiem. Poszliśmy w kierunku lasu, mijając resztki po pomniku upamiętniającym śmierć kilkuset węgierskich Żydówek przywiezionych, zaharowanych na śmierć lub po prostu zabitych przez niemców w czasie IIWŚ (Baukomando "Weichel"). Miały im budować umocnienia w tym rejonie tysiącletniej rzeszy wielkoniemieckiej. Pomnika nie ma. Zostały resztki fundamentów. Dalej kierowaliśmy się na północ przez iglaste lasy porastające naddolinne pagórki, poszukując jeszcze jednego pomnika. Nie mam wiedzy czego konkretnie on dotyczył, znajdował się nad jeziorem, ale nie znaleźliśmy go. Cały teren porastają gęste krzaki. Prawdopodobnie również związany był z niemieckimi zbrodniami.
Tutejsze bory obfitują w potężne okazy sosen, poprzetykane jedynie gdzieniegdzie brzozowym zagajnikiem, dają znać że to już bardziej północ niż centrum Polski. Malownicze są bardzo, szczególnie kiedy każą niby prostą drogą iść raz w górę raz w dół, i tak ciągle, powtarzając przy tym bieg brzegów doliny, przerysowując i okalając mniejsze i całkiem pokaźne parowy wiodące stróżki spływające z przyległych polan. Wędrówkę o tej przedjesiennej porze roku urozmaicają mieszkańcy lasu, zakrzątani w swych obowiązkach, zajęci zbieraniem zapasów kosztem mniejszej ostrożności, właściwej o innej porze roku. Pozwala to na lepsze ujęcia, szczególnie wiewiórek i dzięciołów.
Z lasu wychodzimy pod osadą Lisa Młyn, do której schodzimy krętym wąwozem, aby zapoznać się z mielącym jeszcze 70 lat temu młynem na kanale łączącym jez. Wysokie i Niskie Brodno. Mamy tam też okazję by spojrzeć na jezioro, i całą dolinę z dołu. Mimo że zboża już zniknęły z pól, to dzięki brązowemu zabarwieniu gliniastych pagórków, widok jest bardziej kolorowy. Wracamy na niebieski szlak, który prowadzi do dawnego folwarku Anielewo, całkiem ładnie zachowanego, kontrastującego tylko z nowymi, bunkrowatymi domami, wyrastającymi tu jak grzyby po deszczu. Znaleźliśmy tu jeszcze jedną ciekawostkę - bardzo nietypową figurkę.
Dalej poszliśmy na powrót w las, mijając drzewo w doniczce - za taką można uznać studnię w której wyrosło. Takie opustoszałe resztki dawnych zabudowań to też tutaj nie rzadkość. W lesie za to zawsze spokojnie i ciekawie. Za sprawą głównie drobiazgów, takich jak kropelki rosy na trawie, czy niespotykane kolory grzybów porastających pnie drzew. Są tu dwa małe jeziorka, przyległe do przysiółka Foluszek (dawniej wchodzącego jak młyn Lisa w skład dóbr Krszyńskch): jez. Popel i jez. Czrtek. Niezwykle malowniczo wkomponowane w las, ciekawe przez pasące się nad nim do spółki z łabądkami gąski.
Tym oto sposobem leśny szlak doprowadził nas do Wysokiego Brodna - tak samo jak jezioro nazwanej dawnej rybackiej osady (wspominanej na kartach Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego z dwoma tylko domami. Szliśmy pod stok doliny, prosto do Zbiczna, w czasach dawniejszych zwanego Zbycznem, a jeszcze dawniejszych będącego własnością komturów brodnickich. Mamy tutaj obecnie siedzibę Gminy, kilka sklepów w których można się uczciwie zaopatrzeć oraz kilka agroturystycznych gospodarstw, dogodnych na nocleg. Nie pora jednak spać, pora maszerować odważnie nad kolejne jeziora. Po drodze mijamy ciekawą figurkę poświęconą św. Jakubowi, dawny niemiecki cmentarz, i aleją klonowo - jaworową docieramy na skraj boru.
Już powoli robi się szarawo. Pętla nad jeziorami i wracamy. Tymczasem, natrafiliśmy przy szosie do miejscowości Ciche dostojnego starca - pomnikowy dąb szypułkowy, swoimi rozłożystymi konarami tulącego wieczorny las, ponad którym rozpościera najwyższe gałęziste ramiona.
Kolejne kilometry upływały pod osłoną szarzejącego sosnowego boru, w którym znaleźliśmy dobrze schowane, dawno pewnie przez nikogo nie oglądane małe jeziorko, któremu z racji braku nazwy na nowych mapach nadam nazwę "jez. Wieczorek". Zaraz za nim szeroko rozlewa się jez. Zbiczno, tajemnicze w wieczornej szarówce. Prędko mknęliśmy przez ciemniejący las, napotykając sarny, gaszące nad jeziorem pragnienie, by wyskoczyć w końcu na oświetlone jeszcze polany rozciągające się na wschód od Zbiczna. Tak nasz pierwszy dzień spaceru dobiegał końca, na nocleg szliśmy zupełnie po ciemku jeszcze parę kilometrów, nacieszeni otaczającym ciekawym światem.
Miło jest bowiem podziwiać teren nieprzekształcony a tak w różnorodność bogaty. Spacerować nad jeziorami, tropiąc i strzelając aparatem do różnorodnej zwierzyny, odpoczywać na polanach, nasłuchując bacznie odgłosów boru.
Jeśli chodzi o Pojezierze Brodnickie to jest to mezoregion w obrębie większej jednostki, o nazwie bardziej obrazowej: Pojezierze Chełmińsko - Dobrzyńskie. Kraina 100 jezior, małe mazury. Ale trzeba zaznaczyć, że kraina ta oddalona od Płocka tylko o 100 km, pozostaje dla turysty trudno dostępna. Stało się tak za sprawą dewastacji linii kolejowej Płock - Brodnica, zupełnie nieczynnej dla podróżnych na północ od Sierpca. Aby tam dojechać, bez roweru niestety, trzeba się w Sierpcu z szynobusu przesiąść na autobus. W efekcie w Brodnicy można być najwcześniej o 11.00, świtkiem pod południe.
Nie zważając na opisane trudności, wybraliśmy się tam z Anią w ubiegłym tygodniu, na mały spacer.
Obszar "peregrynacji" zawęziliśmy do Brodnickiego Parku Krajobrazowego - terenów położonych w bezpośrednim, północnym sąsiedztwie Brodnicy. Samo miasto trzeba było szybko opuścić, bo zatłoczone i zakorkowane raczej turystów odstrasza. Na szczęście trwa budowa obwodnicy. Niebieskim szlakiem ruszyliśmy nad jez. Niskie Brodno, gdzie przywitała nas, niedaleko młyna, cała rodzina sympatycznych łabędzi. Nie było o czym z nimi pogadać, zajęte one bardzo posiłkiem. Poszliśmy w kierunku lasu, mijając resztki po pomniku upamiętniającym śmierć kilkuset węgierskich Żydówek przywiezionych, zaharowanych na śmierć lub po prostu zabitych przez niemców w czasie IIWŚ (Baukomando "Weichel"). Miały im budować umocnienia w tym rejonie tysiącletniej rzeszy wielkoniemieckiej. Pomnika nie ma. Zostały resztki fundamentów. Dalej kierowaliśmy się na północ przez iglaste lasy porastające naddolinne pagórki, poszukując jeszcze jednego pomnika. Nie mam wiedzy czego konkretnie on dotyczył, znajdował się nad jeziorem, ale nie znaleźliśmy go. Cały teren porastają gęste krzaki. Prawdopodobnie również związany był z niemieckimi zbrodniami.
Tutejsze bory obfitują w potężne okazy sosen, poprzetykane jedynie gdzieniegdzie brzozowym zagajnikiem, dają znać że to już bardziej północ niż centrum Polski. Malownicze są bardzo, szczególnie kiedy każą niby prostą drogą iść raz w górę raz w dół, i tak ciągle, powtarzając przy tym bieg brzegów doliny, przerysowując i okalając mniejsze i całkiem pokaźne parowy wiodące stróżki spływające z przyległych polan. Wędrówkę o tej przedjesiennej porze roku urozmaicają mieszkańcy lasu, zakrzątani w swych obowiązkach, zajęci zbieraniem zapasów kosztem mniejszej ostrożności, właściwej o innej porze roku. Pozwala to na lepsze ujęcia, szczególnie wiewiórek i dzięciołów.
Z lasu wychodzimy pod osadą Lisa Młyn, do której schodzimy krętym wąwozem, aby zapoznać się z mielącym jeszcze 70 lat temu młynem na kanale łączącym jez. Wysokie i Niskie Brodno. Mamy tam też okazję by spojrzeć na jezioro, i całą dolinę z dołu. Mimo że zboża już zniknęły z pól, to dzięki brązowemu zabarwieniu gliniastych pagórków, widok jest bardziej kolorowy. Wracamy na niebieski szlak, który prowadzi do dawnego folwarku Anielewo, całkiem ładnie zachowanego, kontrastującego tylko z nowymi, bunkrowatymi domami, wyrastającymi tu jak grzyby po deszczu. Znaleźliśmy tu jeszcze jedną ciekawostkę - bardzo nietypową figurkę.
Dalej poszliśmy na powrót w las, mijając drzewo w doniczce - za taką można uznać studnię w której wyrosło. Takie opustoszałe resztki dawnych zabudowań to też tutaj nie rzadkość. W lesie za to zawsze spokojnie i ciekawie. Za sprawą głównie drobiazgów, takich jak kropelki rosy na trawie, czy niespotykane kolory grzybów porastających pnie drzew. Są tu dwa małe jeziorka, przyległe do przysiółka Foluszek (dawniej wchodzącego jak młyn Lisa w skład dóbr Krszyńskch): jez. Popel i jez. Czrtek. Niezwykle malowniczo wkomponowane w las, ciekawe przez pasące się nad nim do spółki z łabądkami gąski.
Tym oto sposobem leśny szlak doprowadził nas do Wysokiego Brodna - tak samo jak jezioro nazwanej dawnej rybackiej osady (wspominanej na kartach Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego z dwoma tylko domami. Szliśmy pod stok doliny, prosto do Zbiczna, w czasach dawniejszych zwanego Zbycznem, a jeszcze dawniejszych będącego własnością komturów brodnickich. Mamy tutaj obecnie siedzibę Gminy, kilka sklepów w których można się uczciwie zaopatrzeć oraz kilka agroturystycznych gospodarstw, dogodnych na nocleg. Nie pora jednak spać, pora maszerować odważnie nad kolejne jeziora. Po drodze mijamy ciekawą figurkę poświęconą św. Jakubowi, dawny niemiecki cmentarz, i aleją klonowo - jaworową docieramy na skraj boru.
Już powoli robi się szarawo. Pętla nad jeziorami i wracamy. Tymczasem, natrafiliśmy przy szosie do miejscowości Ciche dostojnego starca - pomnikowy dąb szypułkowy, swoimi rozłożystymi konarami tulącego wieczorny las, ponad którym rozpościera najwyższe gałęziste ramiona.
Kolejne kilometry upływały pod osłoną szarzejącego sosnowego boru, w którym znaleźliśmy dobrze schowane, dawno pewnie przez nikogo nie oglądane małe jeziorko, któremu z racji braku nazwy na nowych mapach nadam nazwę "jez. Wieczorek". Zaraz za nim szeroko rozlewa się jez. Zbiczno, tajemnicze w wieczornej szarówce. Prędko mknęliśmy przez ciemniejący las, napotykając sarny, gaszące nad jeziorem pragnienie, by wyskoczyć w końcu na oświetlone jeszcze polany rozciągające się na wschód od Zbiczna. Tak nasz pierwszy dzień spaceru dobiegał końca, na nocleg szliśmy zupełnie po ciemku jeszcze parę kilometrów, nacieszeni otaczającym ciekawym światem.