Wspomniany w fotograficznej dokumentacji Zbyszka (zdjęcie nr 191) ks. Karol Pniewski, kanonik miejscowej parafii, został zamordowany (zastrzelony) przez Niemców (gestapo) na tymże cmentarzu 12 września 1939. Informacja z
Rejestru Miejsc i Faktów (...) Ciechanowskie. Z późniejszych publikacji dowiadujemy się że inicjatorami znowu byli tu tzw.
koloniści niemieccy. Słowo koloniści przestaje mi zupełnie pasować do określenia przedwojennej mniejszości niemieckiej w Polsce. Zliczając te wszystkie przypadki współudziału w przestępstwach kryminalnych przeciwko Polakom, zaangażowanie w organizacjach takich jak selbstschutz trudno pojmować inaczej. Dzisiejszym językiem powinno się raczej pisać o zwyczajnie wrogiej, wielopokoleniowej mniejszości, i kryminalistach zorganizowanych w grupach przestępczych wspieranych przez państwowy, niemiecki terroryzm. Na wyróżnienie w jakieś łagodnej formie zasługują tylko Ci nieliczni Niemcy którzy się temu konformizmowi zbrodni potrafili przeciwstawić.
Gazeta Lokalna Płońszczak:
Według publikacji księdza Michała Grzybowskiego, 12 września 1939 roku przed południem zebrali się w Dzierzążni miejscowi koloniści, którzy postanowili skończyć z proboszczem za to, że będąc członkiem Rady Szkolnej spowodował odwołanie kierownika szkoły, który był Niemcem, a popierał kandydaturę Polaka.
Na skołatowskiej plebanii pojawił się niemiecki podoficer i wypytywał księdza, czy nie posiada broni. Kilka godzin później na plebanię przyszło trzech niemieckich żołnierzy, którzy zabrali proboszcza mówiąc, że nic mu nie będzie potrzebne. Niemcy zabrali z plebanii również dwóch innych mężczyzn. Poprowadzili wszystkich w stronę cmentarza i tu ich rozdzielili - księdzu zabrali zegarek i kazali przejść przez parkan cmentarny. Pozostałych mężczyzn skierowano do szkoły.
Ksiądz Pniewski zdawał sobie sprawę z tego, co chcą zrobić Niemcy. Klęknął, zdjął czapkę i zaczął się modlić. Niemcy go rozstrzelali i odjechali.
Zdarzenie obserwowali mieszkańcy, którzy potem zabrali ciało swojego proboszcza.
(...)
"Dzieciom rodzice kazali zostać w domu, ale ja nie posłuchałam. Skradałam się w bezpiecznej odległości, by nikt mnie nie zauważył. Na cmentarzu nad zwłokami księdza stały trzy kobiety i bezgłośnie płakały. Ksiądz Pniewski leżał twarzą na trawie. Mężczyźni otworzyli grób, podeszli do zwłok, rozłożyli dywan i ułożyli księdza plecami na ziemi. Wtedy zobaczyłam! Mój ukochany ksiądz miał pół twarzy, druga połowa to była rozszarpana rana. Zaczęłam krzyczeć. Owinęli mi głowę chustką, żeby stłumić krzyk, a służąca księdza odprowadziła mnie do domu. Miałam wtedy 10 lat i do tej pory pamiętam tę twarz."